Już w pierwszych akcjach meczu można było zauważyć dobry ball-movemant w wykonaniu naszych graczy, czyli dużo szybkiego dzielenia się piłką. W obronie nasi ulubieńcy byli agresywni, co pozwoliło nam nie stracić punktów przez pierwsze 3.5 minuty spotkania. Po nieco ponad 6 min gry prowadziliśmy 11:7 – tempo spotkania dosyć szybkie, dobry defence i skuteczność w ataku Magic na plus. In minus niepotrzebne straty oraz skuteczność osobistych. Dużą chęcią do gry wykazywał się J-Rich, który po 10 min miał na swoim koncie aż 10 pkt (4/7 z gry). Magicy grali mądrze i nie przesadzali (warte podkreślenia) z rzutami za 3 (1/4 na 2:18 do końca 1q), a dodatkowo w ofensywie podopieczni Stana Van Gundy’ego stosowali dużo zagrań pick’n’roll, co mogło się podobać i podobało, a przede wszystkim przynosiło punkty. Pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 28:16 dla Magic. Nets zatrzymani zostali na 26% skuteczności, ich wyjściowy skład zdobył zaledwie 6 z 16 punktów całego teamu. Warto dodać, że nasza gwiazda – Dwight Howard, zaliczył aż 9 zbiórek w tej odsłonie i gdyby nie fatalna skuteczność na linii rzutów wolnych mógłby się postarać nawet o double-double.
Drugie 12 minut zaczęliśmy równie skoncentrowani, co pozwoliło na dalsze "punktowanie" rywala. Dużo korzyści przynosiła gra Andersona bliżej kosza (w końcu!!), który po niecelnych rzutach (niewiele ich było) kolegów potrafił zebrać piłkę na atakowanej tablicy i zdobyć punkty albo oddać ją na obwód w celu ponowienia akcji. Po niespełna 5 min 2. ćwiartki po celnej "trójce" Redicka nasza przewaga wzrosła do 18 pkt (39:21). Magicy czuli się w tym meczu komfortowo, o czym świadczy chętne oddawanie rzutów nawet przed Duhona. Pod koniec kwarty Magicy odpuścili trochę w obronie, przez co goście odrobili większość strat i wygrali cała kwartę 27:22. Po 24 minutach, głównie dzięki świetnej 1. kwarcie to Magicy prowadzili 50:44.
Wynik 3. odsłony otworzył celnym rzutem Okur, ale chwilę później za 3 trafił Ryan Anderson zwiększając przewagę Magików do 7 pkt (53:46). W kolejnych minutach nasza skuteczność chwilowo zmalała, ale od czego mamy Howarda, który zbierał piłki w ataku i zdobywał punkty "drugiej szansy". W dalszej części meczu dzięki mądrej i skutecznej grze w ofensywie (duża zasługa Duhona) udało nam się uzyskać 10 pkt przewagi na 6 min do końca 3. kwarty. Po celnym rzucie Brooks’a niemal z połowy boiska (shot clock buzzer beater) goście zbliżyli się na 11 pkt (71:60 dla Magic), ale chwilę później punkty Howarda i Redicka zapewniły graczom z O-Town bezpieczną przewagę (75:60). Ta odsłona wygrana przez Orlando 25:18 i przed decydującymi 12 minutami prowadziliśmy 75:62.
Ostatnia kwarta została słabo rozpoczęta przez podopiecznych Stana Van Gundy’ego. Dekoncentracja w obronie, niemoc w ataku i po kilku minutach nasza przewaga stopniała do 9 pkt (75:66) i o czas musiał poprosić coach Magic. Niemoc strzelecką naszej ekipy w tej kwarcie po nieco ponad 4 minutach przełamał Turkoglu, następnie kontratak wykorzystał Redick, efektowny wsad zaliczył Howard i znów prowadziliśmy różnicą 11 pkt (81:70). Na zegarze pozostawał około 5 min, a Magicy utrzymywali wypracowaną przewagę, goście nie byli w stanie odrobić strat i musieli pogodzić się z porażką. Orlando Magic zasłużenie pokonało ekipę New Jersey Nets 94:78.
Szczegółowe statystyki w BOXscore!
Następny mecz w nocy z piątku na sobotę rozegramy na wyjeździe z Charlotte Bobcats o 1:00 czasu polskiego.
BE MAGIC!!!
Autor: 4.Michael | Data dodania: 30.12.2011, 4:40
Win zgodnie z planem. Łatwy rywal, łatwe zwycięstwo.
Autor: jingles | Data dodania: 30.12.2011, 13:30
Sam mecz ciężko komentować, bo Nets wyglądali słabiutko i całe szczęście, że to rozluźnienie naszych pod koniec 1. połowe się nie skończyło tragedią :] A co do naszych zawodników...
Nie wiem czy Nelsonowi z tym barkiem od początku sezonu coś dolega, w każdym razie wyglądał w tych 3 meczach tragicznie. O ile rozgrywanie u niego już nigdy nie wejdzie na wyższy poziom, to skuteczność woła o pomstę do nieba (czy on trafił coś poza layupami?). Duhon w pierwszych minutach gry jest mocno drewniany, później się trochę rozkręca, no i te trójeczki wczoraj trzaskał jak szalony :D
Turk mi się zaczyna coraz bardziej podobać. Nie zawsze będzie skuteczny, ale znów możemy mieć z niego duży pożytek na rozegraniu. No i cóż, muszę stwierdzić, że w tym momencie to on powinien dostawać piłkę w izolacji jeśli drużyna ma przestój, nie widzę nikogo kto nadaje się tu lepiej. Poza tym gra mądrze, oby się jeszcze rozkręcał.
O J-Richa i jego słabsze mecze się nie martwię, wydaje mi się, że on z czasem wejdzie na jakiś tam swój poziom, z którego nie będzie schodził. I niech wchodzi pod kosz jak ma okazję, bo warunki i energię ma.
No i na koniec dwóch naszych liderów w tym momencie (nie licząc Howarda oczywiście) - Redick i Anderson. Jak na razie mają super sezon, Redick jest szybki, skuteczny i bardzo fajnie potrafi podać w p'n'r! A Anderson - ktoś się spodziewał, że po 3 meczach będzie liderem naszych strzelców? :] Jeszcze niech się tylko ogarnia pod koszem bardziej, bo wczoraj dostał kilka niepotrzebnych czap, i będzie naprawdę groźny. To w tym momencie nasz najlepszy strzelec za 3 z niesamowitą łatwością rzutu, którą przypomina mi trochę Briana Cooka (i mam nadzieję, że na tym się skończą podobieństwa ;-)). Do tego trafia zza łuku, tylko żeby go nie ponosiło i żeby nie cisnął za wiele tych trójek...
Aha i jeszcze apropos Howarda - z kim on cholera trenował latem te osobiste??? Na razie ma 36% (8-22), a technikę gorszą niż w zeszłym sezonie...
Autor: meda11 | Data dodania: 30.12.2011, 18:12
No ja w rozkręcenie J-Richa nie wierzę. Przynajmniej w rozkręcenie do poziomu 15-17 punktów na mecz. Tyle powinniśmy wymagać od tak doświadczonego strzelca i w zasadzie tylko strzelca, bo innych walorów to on nie posiada. Jeśli byłaby możliwość pohandlowania nim w pakiecie z jednym z naszych asów to oddałbym go lekką ręką.