Ostatni mecz
Fiserv Forum, Milwaukee, WI
10/11.12.2024
B
o
x
109 : 114
Kolejne mecze
DOM

nd/pn
15/16.12
00:00
DOM

czw/pt
19/20.12
01:00
DOM

sb/nd
21/22.12
01:00
Southeast Division
DrużynaWL%
Orlando Magic 17100.630
Miami Heat 12100.545
Atlanta Hawks 14120.538
Charlotte Hornets 7170.292
Washington Wizards 3190.136
Liderzy
Punkty Zbiórki
Banchero 29,0
F. Wagner 24,4
Suggs 16,6
Banchero 8,8
Carter Jr. 7,8
Bitadze 7,6
Asysty Przechwyty
F. Wagner 5,7
Banchero 5,6
Suggs 3,8
Black 3,8
F. Wagner 1,7
Caldwell-Pope 1,7
Suggs 1,6
Bloki Minuty
Bitadze 1,5
Isaac 1,4
Suggs 0,9
Banchero 36,4
F. Wagner 33,2
Suggs 30,3
Historia
Ilość sezonów: 31 | Ilość występów w playoffs: 16 | Bilans RS: 1191-1294 (0.479) | Bilans PO: 59-74 (0.444)
Sezon po sezonie
(1) Sezon 1989/90
Bilans: 
18 - 64 (0.220)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Matt Guokas
 | 
Rok 1989 to historyczny czas dla wszystkich kibiców Orlando Magic, to moment powstania klubu i jego pierwszego sezonu w lidze NBA. To historyczny moment również dla całego miasta Orlando, bowiem Magic stali się pierwszą, zawodową drużyną sportową, osiedloną właśnie w O-Town. Nowo powstała drużyna została początkowo przypisana do Central Division, jednak jak się później okazało - był to ich jedyny sezon w tej dywizji.

Czytaj więcej...
Pierwszym trenerem Orlando Magic został Matt Guokas, wybrany przez pierwszego GMa w historii, dobrze znanego nam do dziś, Pata Williamsa. W przysługującym nowemu zespołowi Expansion Draft drużyna z O-Town wybrała z pomocą Williamsa i Guokasa 12 zawodników z innych ekip, m.in. Reggiego Theusa, Scotta Skilesa, Terry'ego Catledge'a, Sama Vincenta, Otisa Smitha i Jerry'ego Reynoldsa. Z kolei w regularnym Drafcie Magic pozyskali z 11. pickiem swingmana z University of Illinois - Nicka Andersona, zaś pierwszym wolnym agentem jaki podpisał kontrakt z klubem z O-Town był Jeff Turner.

Inauguracyjna kampania była najgorsza pod względem bilansu w całej historii drużyny, choć pierwsze kilkanaście spotkań wcale tego nie zapowiadało. Pierwszy mecz gracze z Florydy rozegrali przed własną publicznością 4 listopada 1989 r. przeciwko New Jersey Nets. Gospodarze rozpoczęli pojedynek w składzie Reggie Theus, Sam Vincent, Jerry Reynolds, Terry Catledge, Dave Corzine. Mimo świetnej dyspozycji skrzydłowego Catledge'a (pierwsze double-double w historii Orlando - 25 pkt, 16 zb), mecz zakończył się zwycięstwem Nets 111-106.

Pierwsze zwycięstwo gracze z O-Town zanotowali już w kolejnym spotkaniu, kiedy to po dobrym występie Theusa (24 pkt), Raynoldsa i Catledge'a (obaj double-double), pokonali New York Knicks 118-110. Dwa dni później Magicy mogli cieszyć się z pierwszej serii zwycięstw i pierwszego dodatniego bilansu w historii, wygrywając po dogrywce 117-110 wyjazdowy mecz z Cleveland Cavaliers. Listopad drużyna z Orlando zakończyła niespodziewanie dobrym bilansem 7-7, jednak w dalszej części sezonu było już zdecydowanie gorzej i debiutująca w lidze drużyna zdołała wygrać jeszcze tylko 11 razy.

Magic byli jedną z najlepiej punktujących drużyn w lidze, średnio notując 110,9 pkt na mecz (5. miejsce w NBA). Jednocześnie znaleźli się na ostatnim miejscu jeśli chodzi o obronę - tracili średnio 119,8 pkt na mecz. Ostatecznie gracze z O-Town zakończyli inauguracyjny sezon z bilansem 18-64 - dla porównania inna debiutująca w lidze drużyna, Minnesota Timberwolves, zanotowała bilans 22-60, a najgorszy zespół w NBA - New Jersey Nets, miał tylko jedno zwycięstwo mniej od Orlando (Magic pokonali ich w tym sezonie 3-krotnie).

Mimo słabej postawy całej drużyny, kilku graczy mogło się pochwalić ciekawymi indywidualnymi osiągnięciami. Terry Catledge rzucił 49 pkt w meczu przeciwko Golden State Warriors rozgrywanym 13 stycznia 1990 r. Sam Vincent zanotował pierwsze triple-double w historii drużyny, notując 21 pkt, 17 ast i 11 zb w wygranym meczu przeciwko Indiana Pacers 30 stycznia 1990 r. Reggie Theus, doświadczony gracz z 12-letnim stażem w NBA, zdołał w styczniu trafić 50 rzutów wolnych z rzędu. Michael Ansley z kolei zanotował w meczu przeciwko Milwaukee Bucks 1 lutego 1990 r. aż 13 zbiórek w ataku, co było najlepszym wynikiem w całej NBA w tamtym sezonie.

Najlepszymi strzelcami z O-Town byli Terry Catledge (19,4 pkt na mecz) oraz Reggie Theus (18,9 pkt na mecz). Pięciu innych graczy - Jerry Reynolds, Sam Vincent, Sidney Green, Otis Smith i Nick Anderson - także notowało dwucyfrowe średnie punktowe. Najlepszymi zbierającymi byli Green - 8,1 zb na mecz oraz Catledge - 7,6 zb na mecz, zaś kończące podania stały się domenę Vincenta i Theusa - odpowiednio 5,6 i 5,4 ast na mecz.

Przedostatnie miejsce w lidze nie odstraszyło fanów Orlando Magic, którzy byli szczęśliwi i dumni z tego, że doczekali się swoich reprezentantów w lidze. Każdy mecz Magików oklaskiwało średnio 15 060 fanów. To był początek zupełnie nowej, Magicznej historii.

▲ Ukryj ▲
(2) Sezon 1990/91
Bilans: 
31 - 51 (0.378)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Matt Guokas
 | 
W swym drugim sezonie w lidze, drużyna ze środkowej Florydy zamieniła się przypisaniem do dywizji z Charlotte Hornets i formalnie występowała w... Midwest Division. Magic po osiągnięciu fatalnego bilansu w pierwszym sezonie w lidze wylosowali 4. numer Draftu 1990, z którym wybrali skrzydłowego z Georgia Tech, świetnego strzelca - Dennisa Scotta. Co ciekawe, w dniu draftu Pat Williams oddał do Seattle dwa drugorundowe wybory w przyszłych draftach w zamian za deklarację, że SuperSonics nie wybiorą Scotta. Opłacało się.

Czytaj więcej...
Początek drugiego sezonu Magic mieli bardzo kiepski, zaczęli od bilansu 0-6, a później po kolejnych seriach porażek ich stosunek zwycięstw do porażek brzmiał 3-13, 5-22 i wydawało się, że gracze z O-Town ponownie znajdą się na koniec sezonu na dnie ligi. Z upływem czasu zaczęli się jednak rozkręcać i grać coraz lepiej, a w lutym zanotowali pierwszy zwycięski miesiąc w historii kończąc go z bilansem 8-3. Łącznie w ciągu 3 ostatnich miesięcy sezonu Magic wygrali 20 z 38 rozegranych spotkań i skończyli go z bilansem 31-51.

Drużyna z O-Town przekroczyła łączną liczbę zwycięstw z zeszłego sezonu już na początku marca, a ich progres w łącznej liczbie zwycięstw w stosunku do poprzedniej kampanii (+13) był największy w całej lidze. Ostatnie spotkanie Magic zakończyli efektownym zwycięstwem 120-110 nad New Jersey Nets, potwierdzając, że był to dla nich całkiem udany okres. Ekipa ze środkowej Florydy znacznie poprawiła obronę - w tym sezonie traciła średnio 109,9 pkt na mecz, o 10 mniej niż przed rokiem (co nie zmienia faktu, że był to 4. najgorszy wynik w NBA). Lepiej było w ataku, a 105,9 pkt na mecz zdobywane średnio przez Orlando plasowało ich idealnie w połowie stawki.

Najlepszym zawodnikiem Orlando był Scott Skiles, który zanotował statystyki 17,2 pkt i 8,4 ast na mecz, zdobywając jednocześnie nagrodę MIP dla gracza, który poczynił największe postępy w lidze w stosunku do poprzedniej kampanii. Skiles zdobył również nagrodę dla Gracza Tygodnia za ostatnie 7 dni rozgrywek. Świetnie wspierało go w ataku jeszcze pięciu graczy, którzy notowali dwucyfrowe średnie punktów na mecz. Najlepiej spośród nich wypadł debiutant Dennis Scott, który zdobywał 15,7 pkt na mecz i trafił 125 trójek - najwięcej w drużynie i najwięcej spośród wszystkich debiutantów. Dennis świetnie wkomponował się w skład i zagrał w debiutanckim sezonie we wszystkich 82 meczach drużyny, a w marcu został uznany za Debiutanta Miesiąca.

Najlepszy indywidualny występ jeśli chodzi o zdobycz punktową należał właśnie do Scotta, który 8 marca 1991 r. w meczu przeciwko Denver Nuggets zdobył 40 pkt. Rookie, dzięki swoim świetnym występom, został wybrany do pierwszej piątki debiutantów. Historią tego sezonu był jednak wyczyn wspomnianego już Scotta Skilesa i sztuka jakiej dokonał 30 grudnia 1990 r. Ustanowił on wtedy (do dziś nie pobity) rekord NBA pod względem ilości asyst w jednym meczu, zaliczył ich aż 30! Do tego dodał 22 pkt, a Magic wygrali z Denver Nuggets różnicą 39 oczek (155-116!!!).

Mimo fatalnego początku, to był całkiem udany sezon jak na drużynę, dla której był to dopiero drugi rok w lidze. Apetyty kibiców na kolejny rok były bardzo duże i wszyscy liczyli na dalszy rozwój ekipy z Florydy.

▲ Ukryj ▲
(3) Sezon 1991/92
Bilans: 
21 - 61 (0.256)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Matt Guokas
 | 
Sezon 1991/92, pierwszy w tej właściwej dywizji - Atlantic Division, miał być dla podopiecznych Guokasa okresem dalszego rozwoju, a kibice zaczęli mieć nawet chrapkę na playoffs dla drużyny ze środkowej Florydy. Niestety skończyło się na wielkim rozczarowaniu, Magic zanotowali bilans 21-61 i nie mieli ani jednego miesiąca z dodatnim stosunkiem zwycięstw do porażek, a w całej lidze gorszy bilans od Orlando miała tylko drużyna Minnesota Timberwolves (15-67). Początek był jednak bardzo obiecujący, bo Magic zwyciężyli w 3 pierwszych starciach sezonu...

Czytaj więcej...
Pierwszym sygnałem, że to nie będzie udana kampania było 5 porażek z rzędu w listopadzie. Następnie po 1 wygranej z Miami - seria 17 porażek, którą drużyna Orlando zanotowała od stanu 6-8. W grudniu Magic nie wygrali ani jednego spotkania, a niechlubną serię przerwali dopiero 8 stycznia 1992 r. gdy dzięki świetnej grze Sama Vincenta (35 pkt) pokonali Seattle Supersonics. Po takim streaku nie udało się już odbudować morale drużyny, Magic przegrywali mecze seriami, a wygrywali pojedyncze spotkania. Największa ilość meczów wygranych pod rząd to... 3 zwycięstwa na samym początku rozgrywek. Co więcej - nie udało się nawet powtórzyć takiej serii.

Bilans Magic świadczy o tym, że był to dla nich fatalny sezon, a potwierdza to fakt, że Magic znajdowali się wśród najgorszych drużyn w lidze zarówno jeśli chodzi o atak jak i obronę. Duży wpływ na taki rozwój wydarzeń miały kontuzje - Dennis Scott wystąpił w zaledwie 18 spotkaniach, Anderson opuścił 22 mecze, a żaden z zawodników nie zagrał w komplecie 82 gier. Najbliższy tej sztuki był Catledge, który wybiegł na parkiet w 78 z 82 spotkań.

Z pozytywnych rzeczy jakie spotkały Magic w tym sezonie można wymienić ustanowione na tamten moment rekordy klubu. 12 listopada 1991 r. Anderson zanotował najlepszy mecz w dotychczasowej historii Magic pod względem ilości przechwytów, zaliczając ich aż 8 w meczu przeciwko Washington Bullets, a dzień później Terry Catledge zanotował 22 zbiórki w starciu z Philadelphią 76ers. I to by było na tyle.

Scott i Anderson byli najlepszymi strzelcami drużyny (po 19,9 pkt na mecz) co uwidacznia jak wiele team z O-Town stracił przez ich kontuzje. Sześciu innych graczy - Catledge, Vincent, Skiles, Reynolds, Bowie oraz debiutujący center Stanley Roberts, również osiągnęło dwucyfrowe zdobycze punktowe. Najlepszym zbierającym był Catledge - 7 zb na mecz, zaś najlepszym asystentem okazał się po raz kolejny Skiles - 7,3 ast na mecz.

To był bardzo rozczarowujący i pechowy sezon dla Orlando Magic. Patrząc jednak z perspektywy czasu - gdyby nie fakt tak słabego bilansu, Magic najpewniej nie wybieraliby w Drafcie 1992 z 1. pickiem. A przecież to był rok, w którym do ligi zdecydował się dołączyć olbrzym z LSU - Shaquille O'Neal...

▲ Ukryj ▲
(4) Sezon 1992/93
Bilans: 
41 - 41 (0.500)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Matt Guokas
 | 
17 maja 1992 r. los szeroko uśmiechnął się do Orlando Magic. Tego dnia w ich ręce trafił 1. pick w Drafcie, z którym ekipa z O-Town wybrała, bez zaskoczenia, Shaquille'a O'Neala uznawanego za największy młody talent od lat. Shaq od razu wkomponował się w podstawowy skład Magic, przejął rolę lidera i w dużej mierze przyczynił się do osiągnięcia bilansu 41-41 (o 20 zwycięstw poprawiając wynik z poprzedniej kampanii).

Czytaj więcej...
Magic przez cały sezon oscylowali wokół 50% wygranych spotkań, a na początku rozgrywek ich bilans wynosił nawet 5-2, czy następnie 8-3. Efekt Shaqa dało się zauważyć na pierwszy rzut oka. Drużyna z O-Town świetnie spisywała się przed własną publicznością, gdzie wygrała 27 spotkań przy 14 porażkach. Już 27 marca 1993 r. Magic ustanowili nowy rekord klubu pod względem bilansu zaliczając swoje 32. zwycięstwo w sezonie. Do jego końca wynik ten udało się jeszcze dość mocno wywindować, a po świetnej końcówce (4 zwycięstwa w 5 ostatnich spotkaniach) ekipa ze środkowej Florydy ustanowiła wynik 41-41. Pech chciał, że Magic nie awansowali do playoffs, ten przywilej przypadł Indianie Pacers, która miała taki sam bilans, jednak posiadała tzw. tie-breaker (lepszy stosunek małych punktów w bezpośrednich starciach, w których również było 2-2). Zespół z Orlando uplasował się na czwartej pozycji w Atlantic Division, a do trzecich New Jersey Nets zabrakło 2 wygranych spotkań.

Udany sezon zwieńczyło również kilka indywidualnych osiągnięć poszczególnych graczy. Denis Scott trafił 9 "trójek" w rozegranym 13 kwietnia 1993 r. meczu przeciwko Milwaukee Bucks (41 pkt w całym spotkaniu), był to wynik tylko o jedno trafienie gorszy od najlepszego osiągnięcia w lidze w tym sezonie, które było dziełem Briana Shawa z Miami. W tym samym spotkaniu Shaq zaliczył 15 pkt i 16 zb, stając się pierwszym od czasów Bucka Williamsa (sezon 1981-82) debiutantem, który przekroczył w sezonie granicę 1000 pkt i 1000 zb. Z kolei 23 kwietnia 1993 r. w przedostatnim meczu tej kampanii przeciwko New Jersey Nets, Nick Anderson zdobył z ławki aż 50 pkt, poprawiając o 1 oczko wynik Catledge'a. Co ciekawe - Anderson całą pierwszą kwartę przesiedział na ławce, a gdy pojawił się na parkiecie rozpoczął festiwal strzelecki i trafił 17 z 25 rzutów z gry i wszystkie 12 osobistych.

Liderem Orlando stał się debiutujący w lidze O'Neal, który przebojem wdarł się do drużyny z O-Town i przewodził w większości statystyk, notując średnie 23,4 pkt, 13,9 zb, 3,5 bl na mecz, a to wszystko przy świetnej skuteczności z gry - 56,2%. Shaq był jedynym graczem w NBA, który znalazł się w pierwszej dziesiątce w aż czterech kategoriach (drugi w zbiórkach i blokach, czwarty w rzuatch z gry, ósmy w ilości zdobytych punktów). Olbrzym z Orlando bezdyskusyjnie otrzymał tytuł Debiutanta Roku i szybko stał się jedną z najbardziej rozpoznawanych postaci w NBA. 21 lutego Shaq zagrał w podstawowym składzie w All-Star Game, co było niespotykanym wyróżnieniem dla debiutanta, a przed O'Nealem zdołał tego dokonać jedynie sam Michael Jordan w 1985 r.

Świetnym wsparciem dla O'Neala okazał się Nick Anderson, który zdobywał średnio 19,9 pkt na mecz i poprawił niemal wszystkie swoje życiowe rekordy. Powyżej 15 pkt na mecz zdobywali także Dennis Scott oraz Scott Skiles, a ten drugi dołożył do tego 9,4 ast na mecz, co było trzecim wynikiem w lidze. Dennis z kolei zanotował świetną skuteczność rzutów za 3 - ponad 40%.

To był świetny sezon dla Orlando Magic, najlepszy w dotychczasowej historii. Drużyna miała nowego lidera, który gwarantował sukcesy w kolejnych latach i w którym kibice Orlando byli wręcz zakochani. A nie wiedzieli oni wtedy, że już niebawem spotka ich jeszcze więcej szczęścia...

▲ Ukryj ▲
(5) Sezon 1993/94
Bilans: 
50 - 32 (0.610)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Indiana Pacers (0 - 3)
 | 
Trener: 
Brian Hill
 | 
Przed rozpoczęciem sezonu 1993/94 Magic poczynili kilka ważnych ruchód kadrowych, począwszy od zmiany trenera. Dotychczasowego coacha Matta Guokasa zastąpił jego asystent - Brian Hill, który miał za sobą 24 lata koszykarskiego doświadczenia na poziomie szkoły średniej, college'u oraz NBA. Draft nie zapowiadał się jednak dla Magic spektakularnie, gdyż mieli oni najlepszy bilans spośród drużyn, które nie awansowały do playoffs, co oznaczało, że szanse na wylosowanie wysokiego picku były wręcz iluzoryczne. Precyzując - szanse Orlando Magic na wylosowanie 1. numeru w drafcie 1993 wynosiły 1 do 66, czyli około 1,5%. A jednak, niemożliwe stało się możliwe, a los postanowił zadrwić ze statystyki i to właśnie do Orlando powędrował pick nr 1, po raz drugi z rzędu. Wydarzenie to okazało się wielkim zwrotem w historii tej młodej drużyny.

Czytaj więcej...
Za najlepszego gracza jaki przystąpił do Draftu 1993 był uznawany skrzydłowy z Michigan - Chris Webber. On też został wybrany przez Magic z nr 1, jednak chwilę po tym jak Warriors z nr 3 wybrali obrońcę z Memphis State - Anfernee "Penny'ego" Hardawaya, obie drużyny wymieniły tych zawodników, a poza rozgrywającym drużyna z O-Town pozyskała jeszcze trzy pierwszorundowe picki z Golden State. Był to nieco ryzykowny ruch Orlando, który początkowo spotkał się z ostrą krytyką i niezadowoleniem fanów ekipy z Florydy.

Kibice szybko przekonali się, że Penny to był dobry wybór. Playmaker od razu znalazł wspólny język z Shaqiem i wspólnie stworzył z nim jeden z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych duetów NBA w latach 90-tych. Gra Orlando pod wodzą tej dwójki była świetna do oglądania, ale najważniejsze było to, że drużyna wygrywała coraz więcej spotkań. W lutym Magic wygrali 7 meczów z rzędu, a przez cały sezon ustrzegali się długich serii porażek. Tylko raz zdarzyło im się ulec rywalom 3 razy pod rząd, a końcowy bilans 50-32 pozwolił im zająć 4. miejsce na Wschodzie (2. miejsce w Atlantic Division) i awansować po raz pierwszy w historii do playoffs.

W pierwszej rundzie rozgrywek posezonowych Magic trafili na 5. drużynę Wschodu w regular season - Indianę Pacers, która okazała się rewelacją playoffs. Gracze z Indianapolis sprawili naszym ulubieńcom solidny łomot pokonując ich 3-0, a ostatecznie Pacers doszli aż do Finału Konferencji, gdzie przegrali z Knicks dopiero po 7 grach.

Debiutancki sezon Hardawaya był bardzo udany, notował on średnio 16 pkt, 6,6 ast, 5,4 zb oraz 2,32 prz na mecz (w tej ostatniej kategorii był 6. w lidze). Został oczywiście wybrany do NBA All-Rookie First Team, a w walce o tytuł Debiutanta Roku wyprzedził go jedynie, któż by inny, Chris Webber.

Największą gwiazdą Orlando pozostawał jednak niezmiennie Shaq. Osiągnął on imponującą średnią 29,3 pkt na mecz i o włos przegrał rywalizację o koronę króla strzelców z Davidem Robinsonem, który w ostatnim meczu sezonu zdobył niebywałe 71 pkt, dzięki czemu skończył ze średnią 29,8 pkt na mecz. Center Magic już pierwszym meczem zaczął z wysokiego "C" zdobywając w nim 42 pkt i 12 zb. W całym sezonie środkowy miał 9 spotkań na poziomie 40/10, a 20 listopada 1993 r. zanotował nieprawdopodobne triple-double - 24 pkt, 28 zb i 15 blk, w wygranym 87-85 meczu z Nets. Z kolei pod koniec sezonu, 20 kwietnia 1994 r. zanotował spektakularne double-double przeciwko Wolves - 53 pkt, 18 zb, Magic wygrali to spotkanie 121-101. O'Neal był pierwszy w lidze w skuteczności rzutów z gry (59,9%), drugi w zbiórkach (13,2 zb na mecz) i szósty w blokach (2,9 bl na mecz). Po raz drugi w karierze wystąpił w wyjściowym składzie Wschodu podczas All-Star Game, a po zakończeniu sezonu zdobył złoty medal Mistrzostw Świata z drużyną Dream Teamu II.

Podobnie jak we wcześniejszych kampaniach drużyna otrzymała świetne wsparcie także od nieco starszych kolegów - Andersona i Scotta. Notowali oni odpowiednio 15,8 oraz 12,8 pkt na mecz, a Anderson dorzucił jeszcze 5,9 zb i 1,7 prz na mecz. Ostatni sezon w barwach drużyny z O-Town rozegrał Scott Skiles, który zaliczył w nim średnie 9,9 pkt i 6,1 ast na mecz.

Ten sezon był dla Orlando Magic bardzo dobry. Po playoffs pozostał jednak wielki niedosyt, który spowodował, że apetyty na kolejny rok i oczekiwania wobec młodej drużyny z Orlando były jeszcze większe.

▲ Ukryj ▲
(6) Sezon 1994/95
Bilans: 
57 - 25 (0.695)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Boston Celtics (3 - 1)
Półfinał EC: Chicago Bulls (4 - 2)
Final EC: Indiana Pacers (4 - 3)
Finał NBA: Houston Rockets (0 - 4)
 | 
Trener: 
Brian Hill
 | 
Szósty sezon Magic w lidze NBA był absolutnie niezwykły. Coraz bardziej doświadczeni O'Neal i Hardaway prowadzili drużynę, która została wzmocniona o Horace'a Granta - trzykrotnego mistrza NBA, który przed sezonem przyszedł z Bulls jako wolny agent. Ważnym wzmocnieniem na ławkę był też Brian Shaw, który przyszedł do Orlando z Miami. Podstawowych graczy omijały kontuzje i drużyna z O-Town od początku sezonu była jedną z najlepszych ekip w lidze.

Czytaj więcej...
Z bilansem 57-25 gracze ze środkowej Florydy wygrali Konferencję Wschodnią zapewniając sobie przewagę parkietu w playoffs aż do Finału Konferencji (jak się później okazało - aż do Finału NBA). Magic byli w Regular Season najlepiej punktującą ekipą całej ligi (110,9 pkt na mecz), z kolei O'Neal zdobył nagrodę króla strzelców (29,3 pkt na mecz), choć MVP razem z miejscem w All-NBA First Team odebrał mu ten, który sezon wcześniej zabrał mu tytuł najlepiej punktującego - David Robinson.

Sezon zasadniczy Magic przeszli jak burza, notując w jego trakcie po kolejnych seriach zwycięstw tak niesamowite bilanse jak 11-2, 22-5 czy 38-10. Dopiero 11 porażek w ostatnich 22 spotkaniach pogorszyło nieco końcowy wynik. W grze Orlando widać było lekkość, ale trudno się dziwić gdy ma się w składzie najlepiej punktującego gracza w NBA, który dodatkowo jest trzeci w zbiórkach (11,4 zb na mecz), drugi w skuteczności z gry (58,3%) i szósty w blokach (2,43 bl na mecz) - Shaq został wybrany do All-NBA Second Team. Świetne wsparcie O'Neal dostał od Hardawaya, który ze średnimi 20,9 pkt na mecz oraz 7,2 ast na mecz wystąpił razem z Shaqiem w All-Star Game i został wybrany do All-NBA First Team.

Wielkim wsparciem dla drużyny, zarówno w Regular Season jak i w playoffs, okazał się doświadczony Horace Grant, który był jednym z najtwardszych graczy z O-Town na parkiecie i ze średnimi 12,7 pkt na mecz, 9,7 zb na mecz, grając na skuteczności 56,7% z gry został po raz trzeci z rzędu wybrany do NBA All-Defensive Second Team.

Świetną formę z sezonu zasadniczego gracze ze środkowej Florydy kontynuowali w playoffs. W pierwszej rundzie pokonali 3-1 Boston Celtics, w inauguracyjnym meczu wręcz demolując rywala 124-77. Pozostałe spotkania kończyły się niewielką różnicą punktową, a drugie z nich Celtowie nawet wygrali, jednak to Magic pewnie awansowali dalej. Kolejnym rywalem Orlando byli Bulls z powracającym z emerytury Michaelem Jordanem. Nie było łatwo, ale i tym razem to gracze z O-Town wyszli zwycięsko z tej serii pokonując rywala 4-2. Jedną z najbardziej pamiętnych akcji tej serii był przechwyt Andersona na Jordanie w końcówce meczu nr 1 dający Orlando zwycięstwo. W Finale Wschodu Magicy zmierzyli się w morderczym boju z Indiana Pacers. Rywalizacja była niezwykle zacięta, Magic zwyciężyli 4-3, a wszystkie zwycięstwa w tej serii odnosili godpodarze. Tym samym drużyna ze środkowej Florydy po raz pierwszy w historii awansowała do Finału NBA.

W samym Finale młoda ekipa z Orlando również była faworytem, miała przewagę parkietu, dużo lepszy bilans regular season i wszystko wskazywało na to, że czeka ich świetna i wyrównana walka z obrońcami tytułu - Houston Rockets. Nic podobnego... Rakiety rozgromiły niedoświadczoną drużynę z O-Town 4-0 nie pozostawiając wątpliwości, że w tych Finałach to właśnie doświadczenie i finezja niesamowitego Hakeema Olajuwona były kluczem do zwycięstwa. Końcówka pierwszego starcia przeszła do historii NBA, bo Magic byli tak blisko zwycięstwa, że bliżej być nie mogli. Nick Anderson spudłował jednak 4 rzuty osobiste z rzędu na kilka sekund przed końcem meczu gdy drużyna Orlando prowadziła różnicą 3 oczek, a trójkę na remis trafił Kenny Smith. W dogrywce, jak i kolejnych spotkaniach tej serii, doświadczenie Rakiet okazało się mieć kluczowe znaczenie. Cały świat związany z NBA do tej pory zastanawia się co by było, gdyby Anderson trafił choć jeden z tych osobistych, a co za tym idzie - gdyby Magic wygrali ten pierwszy mecz. Jak wówczas potoczyłaby się ta seria... Tego nie dowiemy się jednak nigdy...

Magic po przegranym Finale nie mogli uwierzyć w to co się stało. Pat Williams widząc cieszących się kibiców na ulicach Houston gdy grużyna odjeżdżała spod hali autokarem miał w głowie jedną myśl - "To powinniśmy być my." Stało się jednak inaczej, a drużyna z Orlando musiała przełknąć gorycz srogiej porażki... Choć oczywiście był to ich najlepszy sezon w dotychczasowej historii.

▲ Ukryj ▲
(7) Sezon 1995/96
Bilans: 
60 - 22 (0.732)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Detroit Pistons (3 - 0)
Półfinał EC: Atlanta Hawks (4 - 1)
Final EC: Chicago Bulls (0 - 4)
 | 
Trener: 
Brian Hill
 | 
Oczekiwania kibiców na sezon 1995/96 były bardzo duże, bo przecież Magic byli wicemistrzami NBA. Sezon zasadniczy spełnił te oczekiwania, jednak playoffy znów przyniosły zawód, a tymi którzy tym razem stanęli graczom z O-Town na drodze okazali się Chicago Bulls i przygoda Magików zakończyła się na Finale Wschodu.

Czytaj więcej...
Początek sezonu zapowiadał się dla Magic niezwykle ciężko, bowiem z powodu kontuzji kciuka pauzować musiał O'Neal. Lider Orlando opuścił pierwsze 22 mecze sezonu, jednak jego rolę fantastycznie przejął Hardaway, który prowadził Magic od zwycięstwa do zwycięstwa i pomógł drużynie osiągnąć bilans 17-5 bez Shaqa. Penny notował w tym czasie 26,4 pkt, 6,8 ast, 5,3 zb i 2 prz na mecz, dzięki czemu zdobył nagrodę Gracza Miesiąca w listopadzie.

Shaq wrócił na parkiet 15 grudnia 1995 r. w wygranym 111-99 starciu przeciwko Utah Jazz i choć zagrał tylko 24 minuty z ławki, zanotował w tym czasie 26 pkt i 11 zb. Magic do końca sezonu, już w pełnym składzie, spisywali się świetnie i na koniec rozgrywek zasadniczych zanotowali najlepszy w swej historii bilans 60-22. Taki wynik dał im zdecydowane zwycięstwo w Altantic Division, a w całej NBA lepsze były tylko 2 drużyny - SuperSonics z bilansem 64-18 oraz nisamowici Bulls z rekordem NBA 72-10, do którego poprowadził ich powracający Jordan wspierany przez Pippena i Rodmana.

O'Neal i Hardaway kontynuowali świetne występy i osiągnięcia z poprzedniego sezonu, plasując się ponownie w czołówce ligi w indywidualnych statystykach. Środkowy był trzeci wśród strzelców oraz najskuteczniejszych z gry (26,6 pkt na mecz przy skuteczności z gry 57,3%), był także dziewiątym blokującym w lidze (2,13 bl na mecz). Z kolei "Penny" był szóstym "złodziejem" piłki (2 prz na mecz), a także jedenastym punktującym i asystującym (odpowiednio 21,7 pkt na mecz oraz 7,1 ast na mecz). Rekordowy sezon w większości statystyk zaliczył też Dennis Scott, który dodatkowo trafił w tym sezonie 267 trójek, co było najlepszym wynikiem w lidze.

Playoffs zaczęły się dla Orlando zgodnie z planem, bez najmniejszego problemu Magic odprawili z kwitkiem najpierw Pistons (3-0), a następnie Hawks (4-1). Później przyszła jednak kolej na Bulls, którzy wręcz zdemolowali Magic wygrywając 4-0 w Finale Konferencji Wschodniej. O'Neal i Hardaway zupełnie nie mieli wsparcia od reszty drużyny, a na domiar złego kontuzji łokcia nabawił się Horace Grant, który wystąpił przeciwko Bykom tylko w pierwszym spotkaniu (28 minut, 0/1 z gry, 1 zb). Bulls zostali później Mistrzami NBA...

To był kolejny sezon, który zakończył się dla Magic przedwcześnie, a porażka z Bulls, podobnie jak ta z Rockets w finale rok wcześniej, była bardzo bolesna. Jednocześnie po tym sezonie kończył się kontrakt O'Neala, który został wolnym agentem, a wszyscy związani z Magic szybko zapomnieli o nieudanym zakończeniu sezonu i zaczęli się zastanawiać co zrobić by zatrzymać Shaqa na Florydzie...

▲ Ukryj ▲
(8) Sezon 1996/97
Bilans: 
45 - 37 (0.549)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Miami Heat (2 - 3)
 | 
Trener: 
Brian Hill
Richie Adubato
 | 
Utrata Shaquille'a O'Neala, kontuzje kilku innych podstawowych graczy oraz zamieszanie spowodowane zmianami w składzie trenerskim nie wpłynęły pozytywnie na grę Magików w sezonie 1996-97. Jednak mimo to udało im się z bilansem 45-37 awansować do playoff, gdzie zmierzyli się w pierwszej rundzie w arcyciekawym pięciomeczowym pojedynku z lokalnymi rywalami z Florydy, Miami Heat.

Czytaj więcej...
Gracze z Miami wygrali dwa pierwsze pojedynki łączną liczbą 52 punktów. W pierwszej kwarcie trzeciego pojedynku zdołali wypracować nawet przewagę 20 punktów, wystarczająco dużo aby skłonić trenera Magików do podjęcia jakiejś akcji. Do porządnej gry wziął się Penny Hardaway. I od tego momentu obraz gry zmienia się o 180 stopni. Jego 42 pkt w meczu nr 3 i 41 w meczu nr 4 pozwoliły Magikom wrócić do gry. Niestety sił i zapału nie wystarczyło na ostatni, piąty mecz, w którym, mimo wspaniałego popisu Hardaway’a, Magicy przegrali 83-91.

Darrell Armstrong, rzadko pokazujący się na boisku podczas sezonu regularnego, niespodziewanie stał się głównym motorem napędowym drużyny w czasie playoff. Ten niewysoki, bo mierzący zaledwie 185 cm wzrostu zawodnik był symbolem walki i determinacji jaką Magicy prezentowali przez cały sezon, w każdym meczu dawał popis swoich umiejętności wspierając Hardawaya na pozycji rozgrywającego i pomagając mu znacząco w zdobywaniu punktów.

Aby zapełnić jakoś puste miejsce po O'Nealu, zarząd klubu postanowił sprowadzić do Orlando świetnego, doświadczonego centra, Rony Seikaly'ego. Seikaly średnio zdobywał 17.3 punktów oraz 9.5 zbiórek na mecz oraz skutecznie zastępował w ataku kontuzjowanego Hardawaya. Kontuzjowane kolano Hardawaya spędzało sen z powiek Magikom niemal przez cały sezon.

Kiedy po przerwie spowodowanej All-Star Weekend Magicy przegrali pięć kolejnych meczów, i z bilansem 24-25 spadli na dół tabeli, postanowiono zmienić trenera. Brian Hill został zastąpiony przez swojego dotychczasowego asystenta, Richie Adubato, który poprowadził drużynę z O-Town do 21 zwycięstw w 33 ostatnich meczach sezonu. Hardaway zdecydowanie dominował w statystykach rzucając średnio 20.5 punktów na mecz, notując 4.5 zbiórek oraz 5.6 asyst na mecz. Horace Grant dorzucał do tego swoje 12.6 punktów i 9.0 zbiórek na mecz. Grant nie zagrał w playoff z powodu kontuzji nadgarstka, dając Magikom kolejny powód do zmartwień przed zbliżającym się starciem z Miami. Mimo wszystko z Hardaway’em i Armstrongiem na pokładzie zawodnicy z Orlando doszli dalej niż ktokolwiek by się spodziewał.

▲ Ukryj ▲
(9) Sezon 1997/98
Bilans: 
41 - 41 (0.500)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Chuck Daly
 | 
W czerwcu 1997 roku sztab trenerski Magików został wzmocniony przez dwie gwiazdy z NBA Hall of Fame - Chucka Daly i Juliusa Ervinga. Daly, dwukrotny mistrz NBA jako trener Detroit Pistons, dołączył do składu Magików w lipcu w roli doradcy młodego trenera Richie Adubato. "Doctor J", Julius Erving dołączył do sztabu jako vice president, i wszystko wskazywało na to że Magicy powrócą do gry, robiąc spore zamieszanie w Eastern Conference. Zabójcza seria kontuzji dziesiątkujących skład Magików ostudziła mocno zamiary klubu, jednak zdołali oni wypracować bilans 41-41 będąc o krok od awansu do playoff.

Czytaj więcej...
Niestety ani Daly ani Erving nie byli w stanie przewidzieć jak destrukcyjnie na drużynę wpłynie ta seria kontuzji eliminujących z gry kolejnych graczy. Z powodu kontuzji bądź choroby trener musiał 275 razy wpisywać swoich zawodników na injury list. Najbardziej dotkliwa była strata czterokrotnego uczestnika All Star Game, Hardawaya, który nie zagrał w 63 meczach z powodu rehabilitacji po kontuzji lewej nogi.

Po wykluczeniu z gry Hardaway’a, na Nicku Andersonie spoczął obowiązek prowadzenia drużyny, z czego wywiązywał się bardzo dobrze. Był liderem w punktach, zdobywając ich średnio 15.3 na mecz. Anderson, jedyny zawodnik z pierwotnego składu Magików z 1989 roku, opuścił jedynie 15 meczów z powodu złamanej lewej ręki.

Kolejnym mocnym wsparciem dla zespołu był Charles "Bo" Outlaw. Ten wolny agent pozyskany przez Orlando odegrał dużo większą rolę niż tego po nim oczekiwano. Miał zdecydowanie najlepszą skuteczność rzutów z gry (0.554), ponadto prowadził w blokach i przechwytach, zapewniając profesjonalne wsparcie dla Horace Granta, który z kolei był liderem w zbiórkach (średnio 8.1 zbiórek na mecz).

Inny podkoszowy zawodnik Magików, center Rony Seikaly został 19 lutego 1998 roku wraz z Brianem Evansem wytrejdowany do New Jersey. W zamian za nich pozyskano Davida Benoita, Yinka Dare'go, Kevina Edwardsa oraz pierwszorundowy wybór Netsów w drafcie.

27 marca trener Daly zanotował swoje 600 zwycięstwo w karierze, prowadząc Magików do wygranej 100-75 w meczu przeciwko Houston. Był on piętnastym w historii NBA trenerem, któremu udało się wygrać tak dużo meczów i piątym któremu udało się tego dokonać w jak najkrótszym czasie.

▲ Ukryj ▲
(10) Sezon 1998/99
Bilans: 
33 - 17 (0.660)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Philadelphia 76ers (1 - 3)
 | 
Trener: 
Chuck Daly
 | 
Po całkiem udanym poprzednim sezonie drużyna Orlando Magic w popisowym stylu skończyła kolejne rozgrywki. Po 50 rozegranych meczach (tylko tyle liczył ten sezon z powodu lockoutu) mogli oni pochwalić się bilansem 33-17 - najlepszym w konferencji, pokonując takie drużyny jak Miami czy Indiana. Magicy byli niemal niepokonani na swoim parkiecie - wygrali 21 meczów, przegrywając jedynie 4.

Czytaj więcej...
Bez problemów gracze z O-Town awansowali do Playoff, i równie bez problemów odpadli po pierwszej rundzie, zmiażdżeni przez Allena Iversona i jego drużynę Philadelphia 76ers.

Jeden z najlepszych wówczas zawodników Orlando, Darrell Armstrong po raz pierwszy w historii NBA zdobył w jednym sezonie nagrodę Sixth Man oraz Most Improved Player. Ten świetny obrońca notował średnio 13.8 punktów na mecz, był trzecim najlepszym wykonawcą rzutów wolnych (skuteczność 0.904), ponadto był ósmy w przechwytach (2.16 na mecz) i dwunasty w asystach (6.7 na mecz).

Z kolei najlepszym punktującym graczem był Penny Hardaway - 15.8 punktów na mecz, był on także szósty w przechwytach (2.22 na mecz). Nick Anderson, zdobywający średnio 14.9 punktów na mecz, 8 lutego 1999 przekroczył granicę 10,000 punktów w swojej karierze.

Również debiutanci Orlando dokonali niezłych osiągnięć. Skrzydłowy Matt Harpring, zdobywający średnio 8.2 punktów na mecz został wybrany do All-Rookie First Team, a center Michael Doleac - do All-Rookie Second Team.

Pierwsze miejsce na Wschodzie zajęła drużyna z Miami, Indiana uplasowała się na drugiej pozycji jako zwycięzca Central Division, zaś trzecie miejsce przypadło drużynie Orlando Magic. Oznaczało to że w Playoff zmierzą sie z numerem 6 - Philadelphią 76ers.

Rywalizacja była ostra, ale był to raczej teatr jednego gracza. Drużyny wygrały po 1 meczu na Florydzie, po czym rozgrywka przeniosła się do hali First Union Center w Philadelphii. Dzielnie wspierana przez widownię drużyna 76ers gładko pokonała Magików 97-85, dzięki mocnemu wsparciu Iversona (33 punkty i 10 przechwytów). Ten sam Iverson zdobył 37 punktów i 9 asyst w ostatnim, czwartym meczu pierwszej rundy Playoff i wybił Magikom z głowy marzenia o drugiej rundzie.

▲ Ukryj ▲
(11) Sezon 1999/00
Bilans: 
41 - 41 (0.500)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Doc Rivers
 | 
Ciężko było cokolwiek przewidywać po drużynie Orlando Magic na początku sezonu 1999-2000. Zarówno przed, jak i już w trakcie dokonano wielu zmian w składzie. Spośród 11 graczy aż trzech miało co najwyżej trzyletnie doświadczenie w NBA. Ponadto aż pięciu z nich nie było wybranych w Drafcie, a czterech grało w pierwszym składzie - John Amaechi, Darrell Armstrong, Bo Outlaw i Ben Wallace. Jednakowoż jedno było pewne - Magikom nie brakowało ani serca ani woli walki.

Czytaj więcej...
Magicy zakończyli sezon z bilansem 41-41, będąc o krok od awansu do playoff, i przecząc niemal wszystkim przedsezonowym publikacjom, w których drużynę z O-Town umieszczano pod koniec albo wręcz na samym końcu walczących o tytuł.

Od 14 lipca 1999 do 24 lutego 2000 General Manager John Gabriel dokonał 37 personalnych transakcji, w których brało udział 38 różnych zawodników. Zdołał on również wynegocjować 9 pierwszorundowych wyborów draftowych na najbliższe 5 lat i stworzył elastyczne salary cap. Za te dokonania został nagrodzony w sezonie 1999-2000 tytułem NBA Executive of the Year. Udało mu się także sprowadzić do Orlando trenera Glenna Doca Riversa - rewelacyjnego, młodego szkoleniowca z bardzo obiecującymi rokowaniami na przyszłość.

Doc Rivers zyskał sławę w NBA prowadząc Magików do serii siedmiu zwycięstw pod rząd - takiego osiągnięcia nie udało się im osiągnąć od czterech lat. Tajemnicą jego sukcesu było angażowanie do gry wszystkich zawodników w równym stopniu - zarówno tych z pierwszego składu, jak i tych rezerwowych. Dzięki temu rezerwy Orlando zdobyły niemal połowę (48.2%) wszystkich punktów - ustanawiając tym samym rekord NBA.

Nie był dla nikogo zaskoczeniem fakt, że to właśnie on otrzymał nagrodę NBA Coach of the Year w sezonie 1999-2000. Został tym samym pierwszym trenerem w historii NBA, który zdobył tą nagrodę nie doprowadzając drużyny do Playoff, trzecim zdobywcą tego tytułu którego zespół zanotował więcej lub tyle samo porażek co zwycięstw w sezonie i piątym debiutującym trenerem który został obwołany szkoleniowcem roku NBA.

Bezapelacyjną gwiazdą wśród Magików był Armstrong - lider w punktach (16.2 na mecz), asystach (6.1 na mecz), przechwytach (2.06 na mecz) oraz minutach spędzonych na parkiecie (31.6 na mecz). "Dusza i serce" drużyny, Armstrong, był trzecim najlepszym wykonawcą rzutów wolnych w lidze, zdobył także trzecie miejsce w przechwytach i szesnaste w asystach. Jako jeden z 26 zawodników w lidze wystąpił we wszystkich 82 meczach rozegranych przez jego drużynę.

▲ Ukryj ▲
(12) Sezon 2000/01
Bilans: 
43 - 39 (0.524)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Milwaukee Bucks (1 - 3)
 | 
Trener: 
Doc Rivers
 | 
Drużyna Orlando Magic nie marnowała ani czasu ani pieniędzy przed rozpoczęciem sezonu 2000-2001. Ich głównym celem było zbudowanie solidnego i mocnego teamu. Rezultatem - dwa nowe kontrakty podpisane z Grantem Hillem oraz Tracym McGradym. Obaj byli wolnymi agentami, świetnymi graczami z dużym potencjałem. Z takimi gwiazdami w składzie Magicy liczyli na wspaniały sezon.

Czytaj więcej...
Los jednak napisał dla nich inny scenariusz. Hill zagrał jedynie w czterech meczach sezonu regularnego, po czym doznał kontuzji i jedyne co Magicy mogli mu zapewnić to operacja powodująca dla niego koniec sezonu. Jednak pomimo straty tak ważnego zawodnika, a także pomimo faktu że w drużynie było aż ośmiu nowych zawodników i była to ósma najmłodsza drużyna w lidze, trenerowi Docowi Riversowi udało się doprowadzić swój team do playoff, kończąc sezon bilansem 43-39. Był to szósty sezon z z ostatnich ośmiu, kiedy to Magicy awansowali do pierwszej rundy playoff i dziewiąty z rzędu zakończony bilansem 0.500 lub lepszym.

W trakcie trwania sezonu regularnego zawodnicy z O-Town mieli kilka okazji do radości. Dumni mogli być przede wszystkim z serii dziewięciu zwycięstw pod rząd, która przytrafiła się im w okresie między 30 stycznia a 18 lutego 2001 roku. Jak do tej pory była to ich najdłuższa seria zwycięstw z rzędu. Także cieszyła postawa Magików w drugiej połowie sezonu, kiedy to decydowała się ich obecność w playoff. Potrafili oni zmobilizować się i wygrać kluczowe mecze. Imponujący był bilans Magików z drugiej połowy sezonu - 24-17. Świadczyło to o ich wielkiej woli walki i ogromnej motywacji do działania. Niestety nie było im dane długo cieszyć się grą w playoff - odpadli w pierwszej rundzie po przegranej 1- 3 rywalizacji z Milwaukee Bucks.

Strata Hilla miała swój pozytywny aspekt - wybuch formy McGrady'ego. Ten doświadczony gracz (4 lata gry w NBA) zakończył sezon z imponującymi statystykami: 26.8 punktów, 7.5 zbiórek, 4.6 asyst, 1.53 bloków, 1.51 przechwytów na mecz (średnio 40.1 minut grał McGrady w meczu). Jak nietrudno zgadnąć był liderem wśród Magików w ilości zdobytych punktów i w ilości minut spędzonych na parkiecie, ponadto był drugi w zbiórkach, blokach, asystach i przechwytach. Po raz pierwszy w karierze został on wybrany do składu All-Star Team oraz zdobył nagrodę MIP w sezonie 2000-2001. Ponadto nominowano go także do składu All-NBA Second Team. Pobił on też rekord NBA w średniej ilości punktów zdobytych w sezonie przez gracza mającego 21 lat lub mniej.

Okazało się także, że Magicy trafili w "10" ze swoim draftowym wyborem – Mike’em Millerem. Ten debiutujący guard-forward stopniowo poprawiał formę z meczu na mecz ostatecznie notując na koniec sezonu statystyki: 14 punktów, 1.9 asyst, 4.4 zbiórek i średnio 33.4 minut na mecz. Miller ustanowił swój rekord w ilości oddanych (364) oraz trafionych (148) rzutów za 3, i był jedynym debiutantem w historii NBA który wystąpił we wszystkich 82 meczach sezonu zasadniczego.

Za te wszystkie osiągnięcia Miller dostał nagrode Rookie of the Year i został bezdyskusyjnie wybrany do składu NBA All-Rookie First Team.

▲ Ukryj ▲
(13) Sezon 2001/02
Bilans: 
44 - 38 (0.537)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Charlotte Hornets (1 - 3)
 | 
Trener: 
Doc Rivers
 | 
Sezon 2001-02 Magicy zakończyli z bilansem 44-38, notując bilans lepszy niż .500 - co miało miejsce niezmiennie przez ostatnie 9 lat. Drużyna z Orlando, prowadzona przez trenera Doc'a Riversa, drugi raz z rzędu i siódmy w ostatnich dziewięciu sezonach awansowała do playoff. Jednak ich marzenia o finale NBA szybko prysły, gdyż przegrali oni gładko 1-3 w pierwszej rundzie z Charlotte Hornets.

Czytaj więcej...
Sezon ten był niezbitym dowodem na to, że w NBA rodzi się nowa gwiazda. Mowa oczywiście o Tracym McGradym. Nie było chyba statystyki, w której by nie zabłysnął. Zdobyte punkty - 25.6 na mecz (4 wynik w NBA), zbiórki - 7.8 na mecz, minuty na boisku - 38.3 na mecz... we wszystkich trzech statystykach był liderem w drużynie z O-Town. Ponadto był drugi w asystach - 5.3 na mecz i w przechwytach - 1.57 na mecz. Oczywiście został wybrany do All-NBA First Team, co więcej zakończył rywalizację o tytuł MVP na czwartym miejscu. Ponadto drugi raz z rzędu występował w All-Star Game. Jest to jak do tej pory drugi gracz w historii NBA, który zdobył średnio co najmniej 25.0 punktów, 5.0 zbiórek oraz 5.0 asyst na mecz w jednym sezonie.

Niestety nie oszczędziły Magików kontuzje. Najbardziej dotkliwe było wykluczenie z rozgrywek Granta Hilla - ten sześciokrotny uczestnik All-Star Game nie zagrał w 68 meczach z powodu urazu lewej kostki, której wyleczenie wiązało się z operacją i długą rehabilitacją. W swojej karierze Hill zdobywał średnio 21.4 punktów, 7.9 zbiórek oraz 6.2 asyst na mecz. Łącznie w sezonie 2001-02 z powodu kontuzji gracze nie wychodzili na parkiet 211 razy, a S5 miała 18 różnych wersji.

Pomimo tych przeciwności losu drużyna Orlando uplasowała się na czwartej pozycji w lidze pod względem punktów zdobywanych na mecz - ich średnia w tej statystyce wynosiła 100.5 punktów na mecz, zaś w rzutach za 3 byli na trzecim miejscu. Warto też wspomnieć o tym, że w sezonie 2001-02 Magicy aż 27 razy wygrali przed własną publicznością, przegrywając jedynie 14 spotkań. Był to drugi taki rezultat na Wschodzie.

Sercem i duszą zespołu pozostał współkapitan, Darrell Armstrong. To on przewodził w tym sezonie wśród Magików w asystach - 5.5 na mecz, przechwytach - 1.91 na mecz, oraz w skuteczności w rzutach wolnych - 88.8%.

Z zawodnikami takimi jak Mike Miller, Horace Grant czy Pat Garrity, Orladno miało ambicje na stworzenie naprawdę silnej ekipy. W przerwie międzysezonowej pozyskano także skrzydłowych Jacque Vaughn'a, Shawn'a Kemp'a oraz debiutującego Ryan'a Humphrey'a, znacznie wzmacniając ławkę rezerwowych.

▲ Ukryj ▲
(14) Sezon 2002/03
Bilans: 
42 - 40 (0.512)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Detroit Pistons (3 - 4)
 | 
Trener: 
Doc Rivers
 | 
Sezon 2002-03 był jedenastym z rzędu sezonem kiedy drużyna Orlando Magic zanotowała bilans .500 lub lepszy. Rozgrywki zakończyły się wówczas bilansem 42-40, i pozwoliło to awansować Magikom do playoff trzeci raz z rzędu. W pierwszej rundzie natrafili oni jednak na nie lada przeszkodę - drużynę Detroit Pistons. Rywalizacja była zacięta - gracze z O-Town wygrali dwa pierwsze mecze, następnie Pistonsi doprowadzili do stanu 3-1 dla Orlando, no i potem było już tylko gorzej dla Magików. Ostatecznie przegrali oni po siedmiu meczach 3-4 i odpadli z playoff.

Czytaj więcej...
Pomimo niezbyt szczęśliwej końcówki drużyna z Orlando miała w tym sezonie kilka powodów do dumy. Większość z nich wynikała ze znakomitej formy Tracy'ego McGrady'ego. Potwierdził on swoją pozycję jednego z topowych graczy w lidze zdobywając tytuł lidera NBA w ilości zdobytych punktów i zajmując czwarte miejsce w głosowaniu na MVP. Statystyki Tracy'ego doskonale pokazują jak wszechstronny to gracz - z sezonie 2002-03 zdobywał on średnio 32.1 punktów, 6.5 zbiórek oraz 5.5 asyst na mecz.

Cieszył również fakt, że nie tylko z McGrady'ego Magicy mogli być dumni. Dwaj debiutanci, Gordan Giricek oraz Drew Gooden także zanotowali świetny sezon. Gooden został wybrany do NBA All-Rookie First Team, zaś Giricek do NBA All-Rookie Second Team, co dla obydwu było wspaniałym wyróżnieniem. Listę nagrodzonych w tym sezonie zamyka Pat Garrity, który po raz pierwszy został wybrany do konkursu rzutów za 3 podczas All-Star Weekend, rywalizację kończąc na czwartym miejscu.

Nie po raz pierwszy Magików zdziesiątkowała fala kontuzji, jednak najbardziej dotkliwie dało się odczuć po raz kolejny brak Granta Hilla. Zagrał on jedynie w 29 meczach po czym znalazł się na długiej liście zawodników kontuzjowanych, z uszkodzoną kostką lewej stopy i perspektywą nieuchronnej operacji.

▲ Ukryj ▲
(15) Sezon 2003/04
Bilans: 
21 - 61 (0.256)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Doc Rivers
Johnny Davis
 | 
Na początku jubileuszowego, bo piętnastego w historii klubu sezonu, Magicy mieli kilka naprawdę poważnych powodów do optymizmu. Po zaciętej walce z Detroit Pistons (rywalizacja zakończyła się wynikiem 4-3 dla Detroit) w ostatnich playoffach, drużyna z Orlando liczyła na równie twardą walkę w nowym sezonie. Mając w składzie weterana NBA, Juwana Howarda oraz świetnego PG Tyronn'a Lue wspierającego supergwiazdę Tracy'ego McGrady'ego, gracze Orlando mogli mierzyć bardzo wysoko.

Czytaj więcej...
Niestety oczekiwania zdecydowanie nie szły w parze z rzeczywistością w tym magicznym sezonie. Po świetnym meczu inauguracyjnym w Nowym Yorku Magicy musieli… 19 razy z rzędu uznać wyższość rywali. Tym samym pobili oni niechlubny rekord ligi. Kontuzje zdziesiątkowały podstawowy skład, i nie pozwoliły Magikom wziąć się w garść po koszmarnym początku sezonu. Grant Hill był wyłączony z gry do końca sezonu, zaś Pat Garrity zagrał w jednym meczu po czym udał się na roczną rehabilitację uszkodzonego kolana.

Mimo, że bilans końcowy 21-61 był łagodnie mówiąc odrobinę rozczarowujący, Magicy mieli w tym sezonie kilka naprawdę wspaniałych momentów. Tracy McGrady został po raz drugi z rzędu liderem NBA w ilości zdobytych punktów, oraz od 2 lutego stał się drugim najmłodszym graczem w historii NBA, który zdobył ponad 10,000 punktów w karierze. Pobił on także rekord Orlando Magic w ilości zdobytych punktów w jednym meczu, zapisując na swoim koncie 62 oczka w wygranym meczu przeciwko Washington Wizards.

Jak można się było spodziewać nie zawiódł McGrady i grał świetnie cały sezon, jednak tym razem wystąpiły pozaboiskowe zmiany i to one miały zadecydować o kształcie drużyny na najbliższe kilka sezonów. Johny Davis został mianowany głównym trenerem w listopadzie, zaś John Weisbrod objął posadę General Managera w marcu. Z nowym zarządem i nowokształtującym się składem Magicy z optymizmem patrzyli w przyszłość i nieśmiało zaczynali myśleć o powrocie do rywalizacji w play-off w następnym sezonie.

▲ Ukryj ▲
(16) Sezon 2004/05
Bilans: 
36 - 46 (0.439)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Johnny Davis
Chris Jent
Brian Hill
 | 
Drużyna Orlando Magic z zapasem nowych sił i odświeżonym składem przywitała nowy sezon 2004-05. Sezon ten miał udowodnić zawodnikom i ich fanom, że tragiczny bilans 21-61 z poprzedniego roku był tylko błędem w sztuce.

Czytaj więcej...
Magicy rozpoczęli strategicznie - poprzez wybór trzeciego w historii klubu nr-u 1 w drafcie, zdobywcy nagrody Naismitha w 2004 roku, Dwighta Howarda z Atlanty. W drugiej kolejności Magicy wytrejdowali od Denver Nuggets (za pierwszorundowy wybór z 2005 roku) Jameera Nelsona z Saint Joseph's School. Jak się później okazało, był to najlepszy draft w dotychczasowej historii klubu.

Jednak to dopiero początek reorganizacji składu drużyny z O-Town. 29 czerwca 2004 roku największa gwiazda drużyny, wielokrotny uczestnik All-Star i rekordzista ligi, Tracy McGrady, został przetransferowany do Houston za Steve'a Francisa, Cuttino Mobley'a i Kelvina Cato. Na koniec do zespołu dołączyli: wolny agent Hedo Turkoglu oraz Tony Battie, pozyskany z Cleveland w zamian za Drew Gooden'a oraz Andersona Varejao.

Na efekty tej reformy nie trzeba było długo czekać - po pierwszych 20 meczach sezonu Magicy mogli się pochwalić bilansem 13-7. Dzięki dobrej grze Francisa oraz rozkręcającego się z meczu na mecz Dwighta Howarda do All-Star Weekend zdołali zwyciężyć 28 razy, przy 24 porażkach.

Nowe zmiany, niestety tym razem na gorsze, nadeszły w drugiej połowie sezonu. Mobley został przetransferowany za Doug'a Christie do Sacramento. Następnie, miesiąc, albo jak kto woli - trzy zwycięstwa później, 17 marca 2005 roku tymczasowym trenerem Magików został Chris Jent. Kontuzje Turkoglu, Pata Garrity'ego oraz Granta Hilla rozwiały marzenia o zwycięstwach w końcówce sezonu, który gracze z Orlando zakończyli z bilansem 36-46.

Pomimo rozczarowywującej końcówki w minionym sezonie Magicy mieli również sporo sukcesów. Za poświęcenie i wysiłek wkładany w każdy mecz Grant Hill otrzymał nagrodę "Sportsmanship Award" dla gracza prezentującego najbardziej sportową postawę, grę fair play oraz uczciwość na parkiecie. Po pięciu operacjach gracz ten zdołał w niezłym stylu powrócić na parkiet, zdobywając średnio 19.7 punktów na mecz i reprezentując Wschód w meczu All-Star.

Także Howard udowodnił że jako nr 1 w drafcie był strzałem w dziesiątkę. Rookie, debiutujący w lidze, był jednym z tylko ośmiu graczy NBA, którzy zaliczyli double-double (12.0 punktów i 10.0 zbiórek na mecz), został także wybrany do NBA All-Rookie First Team. Gdy dodamy do tego obrazka świetnego w końcówce sezonu Nelsona, wybranego do NBA All-Rookie Second Team, oraz powracającego do zdrowia Granta Hilla, powstanie całkiem sympatyczna wizja kolejnego sezonu.

▲ Ukryj ▲
(17) Sezon 2005/06
Bilans: 
36 - 46 (0.439)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Brian Hill
 | 
Przed wyjazdem na obóz treningowy w Jacksonville w University of North Florida, w drużynie Orladno Magic zaszło kilka kluczowych personalnych zmian. Po pierwsze - na stanowisko trenera powrócił Brian Hill, twórca suckesu z sezonu 1995-96.

Czytaj więcej...
Jeszcze latem do zespołu dołączył Keyon Dooling, którego zadaniem, razem z wybranym w drugiej rundzie Draftu Travis’em Diener’em, była pomoc na PG. Ponadto do Orlando wrócił Bo Outlaw (odszedł on w sezonie 2001-2002). Zajął on miejsce Frana Vasqueza, który został przez Orlando wybrany w pierwszej rundzie Draftu... i postanowił jednak zostać w Europie zamiast grać w NBA w wyjściowym składzie Orlando Magic.

Po powrocie z obozu i po preseason, na chwilę przed rozpoczęciem sezonu na drużynę z Orlando jak grom z jasnego nieba spadły złe wiadomości. Podstawowy skrzydłowy, Grant Hill został wykluczony z gry gdyż nabawił się groźnej kontuzji - przepukliny. Hilla czekała poważna operacja i kilka tygodni rehabilitacji.

Wyjściowy skład w takiej sytuacji przedstawiał się na początku sezonu następująco: Dwight Howard, Hedo Turkoglu, Tony Battie, DeShawn Stevenson oraz Steve Francis.

Pierwsze dwa miesiące rozgrywek Magicy zakończyli bilansem 12-15. Kolejny duży sukces odniósł też młody Dwight Howard - przeciwko Bobcatsom zdobył on 21 punktów i 20 zbiórek stając się najmłodszym w historii NBA graczem który zanotował mecz 20-20.

Początek roku 2006 nie należał do najlepszych w wydaniu graczy z Orlando. Przegrali oni 7 z 8 meczów, a sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej nieciekawa po tym jak Jameer Nelson został wykluczony z gry na następne 20 meczów. Powodem była kontuzja prawego śródstopia. Po All Star Weekend Orlando mogło pochwalić się bilansem 19-32. Dla zarządu nadszedł odpowiedni czas na zmiany - z Detroit Pistons przyszli do drużyny z O-Town Carlos Arroyo i Darko Milicic, wymienieni za Kelvina Cato i pierwszorundowy wybór Magików w Drafcie. Tydzień później Orlando opuścił Steve Francis, który przeszedł do New York Knicks za Trevora Arizę oraz wygasający kontrakt byłej gwiazdy Magików - Anfernee "Penny" Hardaway'a.

Kiedy po 60 rozegranych meczach Magicy mogli pochwalić się mało chlubnym bilansem 20-40, drużyna postanowiła wziąć się w garść i zacząć wygrywać. Spośród ostatnich 22 meczy kończącego się sezonu Orlando wygralo 16, co było najlepszym wynikiem w NBA. Ostatecznie sezon 2005-06 gracze z O-Town zakończyli na 9 miejscu - do 8, premiowanego awansem do playoff miejsca, zabrakło im naprawdę niewiele.

▲ Ukryj ▲
(18) Sezon 2006/07
Bilans: 
40 - 42 (0.488)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Detroit Pistons (0 - 4)
 | 
Trener: 
Brian Hill
 | 
Gracze z O-Town w imponującym stylu rozpoczęli sezon 2006-07, zwyciężając w 13 spośród pierwszych 17 rozegranych meczów. Pozwoliło im to wyjść na pierwsze miejsce w Dywizji. Jednak ta wspaniała seria zwycięstw została brutalnie przerwana przez falę kontuzji wykluczających z gry kolejnych graczy.

Czytaj więcej...
Osłabieni Magicy wygrali tylko tylko 4 z 14 kolejnych meczów. 2006 rok Magicy rozpoczęli serią pięciu świetnych zwycięstw, przerwaną niestety pod koniec stycznia. Podczas gdy kariera Dwighta Howarda nabierała tempa - został on po raz pierwszy wybrany przez trenerów jako gracz rezerwowy w All-Star Team Eastern Conference, reszta drużyny Magików postanowiła odpocząć.

Ich skuteczność zwycięstw spadła poniżej 0.500 - więcej meczów przegrywali niż wygrywali. Kiedy już wydawało się, że playoffy przejdą im przed nosem, wróciła forma z początku sezonu. Gracze z Orlando zdołali odnieść zwycięstwa w swoich czterech ostatnich meczach i rzutem na taśmę, z bilansem 40-42, awansowali do playoff po raz pierwszy od czterech lat.

Niestety nie mieli okazji rozwinąć skrzydeł, gdyż już w pierwszej rundzie trafili na przeszkodę nie do pokonania - drużynę z Detroit. Pistonsi, przywykli do grania w playoffach, z łatwością odnieśli cztery zwycięstwa i wykluczyli Magików z dalszych rozgrywek.

▲ Ukryj ▲


(19) Sezon 2007/08
Bilans: 
52 - 30 (0.634)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Toronto Raptors (4 - 1)
Półfinał EC: Detroit Pistons (1 - 4)
 | 
Trener: 
Stan Van Gundy
 | 
Niektórzy mogą twierdzić że to przeznaczenie, inni - że po prostu odrobina szczęścia. Niezależnie od tego kto miał rację prawda jest taka, że po ciężkim i pracowitym off-season Orlando Magic stali się w sezonie 2007-2008 jednymi z kandydatów do powalczenia o mistrzostwo.

Czytaj więcej...
Krótko po zakończeniu sezonu 2006-07, dotychczasowy trener drużyny Orlando Magic, Brian Hill, został zwolniony. Drużyna zmieniła strategię, stawiając na młodych zawodników. By łatwiej i szybciej zrealizować obrany cel, na stanowisko głównego trenera postanowiono zatrudnić Billy'ego Donowana, prowadzącego wówczas drużynę Florida Gators z University of Florida. I tak mniej niż dwa tygodnie po zwolnieniu Hilla, 1 czerwca 2007 roku, Donovan został oficjalnie przedstawiony jako główny trener drużyny Orlando Magic. Jego kontrakt z Magikami miał trwać 5 lat i opiewał na 27.5 miliona dolarów.

Radość z nowego trenera w drużynie z Orlando nie trwała długo, ponieważ… dwa dni po podpisaniu kontraktu Donovan postanowił się z niego wycofać. Decyzję swoją argumentował tym, że jego serce jednak wciąż jest na Florydzie. 5 czerwca Donovan i zarząd Magic rozwiązali kontrakt i Billy wrócił do Gators. Tego samego dnia Magicy zaproponowali objęcie wciąż wolnego stanowiska głównego trenera Stanowi van Gundy. Ten bez zastanowienia propozycję tą przyjął. Van Gundy w latach 2003-05 był trenerem Miami Heat, przed tym jak jego miejsce zajął w grudniu 2005 Pat Riley.

Kiedy opadły emocje po wyborach terenera, General Manager Otis Smith postanowił zainteresować się bliżej wolnymi agentami. Mając wolne miejsce w salary cap oraz wizję wykreowania nowej gwiazdy w drużynie, Smith zdecydował się podpisać kontrakt z rewelacją free agency period, Rashardem Lewisem. Magicy pozyskali Lewisa od Seattle Supersonics poprzez umowę sign-and-trade, i podpisali z nim 6-letni, maksymalny kontrakt. Uważano że do spółki z Dwightem Howardem stworzą oni duet, który zapewni graczom z O-Town mistrzostwo NBA.

Drużyna z Orlando nie zawiodła oczekiwań fanów, wygrywając 16 z 20 pierwszych meczy regularnego sezonu 2007-08. Przez pewien czas byli nawet na pierwszym miejscu w NBA. Dobra passa zakończyła się jednak wcześniej niż się spodziewano, w przeciągu kilku kolejnych miesięcy Magicy wygrali zaledwie połowę z 36 meczów. Mimo to zdarzyło im się rozegrać w tym okresie kilka naprawdę dobrych meczów.

W międzyczasie Dwight Howard został wybrany jako center do S5 w All-Star Team Konferencji Wschodniej. Był to jego pierwszy występ w S5 i drugi z rzędu w All-Atar Game (w poprzednim ASG Howard został wybrany do składu rezerwowego). Przyjął on również zaproszenie do Konkursu Wsadów, gdzie nie omieszkał zabłysnąć formą. Postanowił on udowodnić wszystkim, że "big man can jump" - jego niesamowite wsady wprawiły w zachwyt publiczność i przygwoździły do parkietu sędziów. Swój imponujący, popisowy numer, który dał mu niekwestionowane zwycięstwo w konkursie, wykonał w stroju Supermana.

Po słabszym okresie w regular season gracze z O-Town postanowili wziąć się do roboty. W marcu 2007 wygrali 10 rozgrywek, co pozwoliło im wyjść na pierwsze miejsce w Southeast Division. Nie była to jednak tylko ich zasługa. Zwycięstwo w swojej dywizji zapewnili im też przeciwnicy, przegrywając kluczowe mecze. Ostatnio taki wyczyn udał się Magikom w sezonie 1995-96, i był to ich trzecie w historii zwycięstwo w swojej Dywizji. Także po raz pierwszy od pamiętnego sezonu 1995-96 udało się Magikom odnieść ponad 50 zwycięstw w sezonie. Z bilansem 52-30 uplasowali się na trzecim miejscu na Wschodzie - po Boston i Detroit.

W pierwszej rundzie playoff Orlando udowodniło, że dobra kondycja z sezonu zasadniczego nie była przypadkiem. Zdominowali oni zdecydowanie Toronto Raptors Pokonując ich 4-1. Dwight Howard dopisał do swoich osiągnięć trzy mecze 20-20 (ponad 20 punktów i ponad 20 zbiórek). Po raz pierwszy od 12 lat Magicy awansowali do drugiej rundy playoff.

W drugiej rundzie Magicy trafili na gigantów Eastern Conference - Detroit Pistons. Zgodnie z przewidywaniami Detroit zwyciężyło serię 4-1, cieszył jedynie fakt, że dwa spośród tych czterech meczów Detroit wygrali przewagą mniej niż 5 punktów. Nie zmieniło to jednak faktu, że magiczny sezon graczy z O-Town się zakończył.

Podsumowując, sezon 2007-08 był dla drużyny nastawionej jedynie na zwycięstwa gigantycznym krokiem do przodu. Dwight Howard wyrósł na super-gwiazdę, zwyciężając w rywalizacji ilości meczów z double-double.

Z młodą załogą i nowym trenerem drużyna Orlando Magic ma jak najlepsze rokowania na najbliższe lata gry w NBA. Być może jest to szczęście, a może przeznaczenie. Niezależnie od tego jak jest naprawdę, Dwight Howard oraz jego koledzy z drużyny z niecierpliwością czekają na kolejny wielki krok w ich karierze w kolejnym, jubileuszowym sezonie 2008-09.

▲ Ukryj ▲
(20) Sezon 2008/09
Bilans: 
59 - 23 (0.720)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Philadelphia 76ers (4 - 2)
Półfinał EC: Boston Celtics (4 - 3)
Finał EC: Cleveland Cavaliers (4 - 2)
Finał NBA: Los Angeles Lakers (1 - 4)
 | 
Trener: 
Stan Van Gundy
 | 
To był bardzo udany sezon dla Magic, pewnie niewielu się spodziewało, że będzie on aż tak dobry. A jednak, Magia działała.

Czytaj więcej...
Wszystko rozpoczęło się 29 października, to wtedy Magicy grali pierwszy mecz sezonu, a pierwszym przeciwnikiem była ekipa Hawks. I cóż tu dużo mówić, zaczęło się żle… Po słabiutkim meczu gracze z Florydy przegrali u siebie 85 – 99. Dwa dni później wszyscy liczyli na łatwe zwycięstwo ze słabymi Grizzlies, ale się przeliczyli. Po celnym rzucie Gay’a równo z końcową syreną lepsi okazali się gracze z Memphis i po dwóch meczach Orlando miało bilans 0 – 2. Na szczęście tak słaby początek sezonu to był tylko mały wypadek przy pracy i od tego momentu nasi zawodnicy zaczęli grać świetnie. W listopadzie Magic zanotowali bilans 13 – 2 przegrywając tylko z Portland i Houston, a pokonując między innymi Dallas czy też dwukrotnie Sixers.

Grudzień również był fantastyczny w wykonaniu Magic, bilans z tego miesiąca to 12 – 3, a gracze z O-Town ograli takie ekipy jak Blazers, Jazz, Lakers i Spurs. Mecz z Portland był niesamowicie ekscytujący, na ok. 2 min do końca nasi przegrywali 100 – 108, ale po świetnej końcówce i celnej trójce Turka w ostatniej sekundzie zdołali wygrać 109 – 108. W grudniu też miało miejsce niesamowite wydarzenie z udziałem Polaka Marcina Gortata. Z powodu urazu dwa mecze opuścić musiał Dwight Howard i nasz rodzynek w NBA dostał szansę na dwa występy w pierwszej piątce jako pierwszy Polak w historii!!! Co więcej, bardzo dobrze w nich wypadł, z Jazz zanotował po 4 pkt i zb oraz 5 bl, zaś z Warriors 16 pkt, 13 zb i 3 bl. Oba te mecze nasza ekipa wygrała. Na koniec starego, 2008 roku Orlando Magic wygrali pewnie z Chicago i zakończyli ten rok z bilansem 25 – 7.

Styczeń to miesiąc ciężkiej próby dla Orlando. Próbą tą miała być bardzo trudna wycieczka za Zachód, gdzie Magic rozegrali 3 bardzo ciężkie mecze – Spurs, Lakers i Nuggets, a do tego czwarty z Kings. Mało osób spodziewało się przywiezienia kompletu zwycięstw, a Magic nie dość, że wygrali wszystkie te 4 mecze, to jeszcze w spotkaniu z Kings wygranym 139 – 107 ustanowili rekord NBA pod względem liczby trafionych w meczu trójek, rzucając celnie do kosza zza łuku 23 razy na 37 prób (w tym 5/5 Nelsona). Po powrocie na Wschód gracze z Florydy przegrali 2 mecze z rzędu, z Celtics i Heat, jednak na koniec miesiąc znów powróciła Magia i nasi chłopcy pokonali bardzo pewnie najlepszą ekipę w lidze, Cleveland Cavaliers, 99 – 88. Ostatecznie bilans stycznia to 10 – 3.

Luty rozpoczął się od pewnego zwycięstwa nad Raptors, lecz następny występ z Mavs wszyscy kibice chcieliby wymazać z pamięci. Nie dość, że Magic przegrali po słabym spotkaniu to jeszcze kontuzji barku nabawił się jeden z najlepszych naszych zawodników, lider naszej ekipy, Jameer Nelson. Po meczu prognozy co do jego powrotu były różne, mówiło się o absencji od kilku tygodni do kilku miesięcy, a najgorszy scenariusz przewidywał nawet koniec sezonu dla PG Magików. I niestety, stało się… Nelson poddał się operacji barku, która wykluczyła do z gry do końca sezonu… Jameer miał wystąpić w All-Star Game, do którego został wybrany przez trenerów kilka dni przed kontuzją, niestety zastąpić go musiał Mo Williams. Podczas Weekendu Gwiazd ekipę Magic rezprezentowało więc dwóch zawodników. Lewis zajął drugie miejsce w konkursie rzutów za 3, Howard był drugi w konkursie wsadów, oboje wystąpili też w Meczu Gwiazd, Howard zanotował w nim 13 pkt, 9 zb i 3 bl, zaś Lewis 8 pkt i 6 zb. Wielu po kontuzji Nelsona zwątpiło w Orlando, stracili oni bowiem zawodnika, który niejednokrotnie był zdecydowanym liderem drużyny i szczególnie w trzecich kwartach grał świetnie pobudzając Magic do walki i biorąc ciężar gry na swoje... barki. Miejsce Jameera w S5 zajął doświadczony Anthony Johnson, jednak trudno było się spodziewać by grał on na takim poziomie jak Nelson. Niedługo potem Otis Smith pozyskał z Milwaukee Bucks Tyronn’a Lue, który grał już kiedyś w Orlando, wymieniając go za Keitha Bogansa. Lue był jednak tylko backupem, Magikom nadal brakowało porządnego rozgrywającego. Zmieniło się to pod koniec lutego. Dzień przed końcem okienka transferowego Magicy pozyskali z Houston doświadczonego i bardzo dobrego gracza, Rafera Altona, oddając w zamian Briana Cooka, Adonala Foyle’a oraz wybór w drugiej rundzie Draftu. Nagle Magic ponownie zaczęli być wymieniani w gronie contenderów. Nie zmienia to faktu, że w lutym bilans Magic nie był już tak dobry jak w poprzednich miesiącach, 8 – 6 to zdecydowanie gorzej niż wcześniej, brak Nelsona był widoczny.

W marcu jednak duża ilość zwycięstw powróciła, z drużyną zgrał się Alston i Magic zakończyli miesiąc z wynikiem 12 – 2 pokonując dwukrotnie Boston, a do tego Phoenix i Utah. Co więcej, gracze z O-Town byli bardzo bliscy pokonania Cavs w ich własnej hali, lecz po wyrównanej końcówce i świetnej grze Jamesa, który był tego wieczoru nie do zatrzymania, ulegli minimalnie gospodarzom Cleveland. Druga z porażek w tym miesiącu była bardzo bolesna, bo naszym katem po raz trzeci w sezonie okazała się ekipa będąca zmorą Magic, Detroit Pistons. Nasza drużna sprawia wrażenie jakby po prostu nie umiała grać z Pistons. Pomimo tego, że grali oni w tym meczu przez większość czasu bez Wallace’a to nasi nie potrafili stawić im czoła i wyglądali jak jakaś inna drużyna niż ta, która wygrała w tym sezonie tak dużo meczów. Należy też wspomnieć, że przed poprzednim spotkaniem z Pistons rywale mieli 8 porażek pod rząd, Magicy pomogli im przerwać tę serię. Niemniej jednak miesiąc ten był bardzo udany i przed kwietniem nasi mieli zapewnione co najmniej trzecie miejsce na Wschodzie.

Kwiecień nie był już dla Magic udany, wyraźnie odpuścili oni końcówkę sezonu nie chcąc złapać niepotrzebnie kontuzji przed playoffs. Sztuka ta średnio się jednak udała, gdyż kontuzji kostki nabawił się Turkoglu. Na szczęście okazała się ona na tyle niegroźna, że odpoczynek Hedo ma objąć tylko końcówkę regular season. Pierwszy mecz kwietnia Magicy przegrali z Raptors, a później jeszcze z Rockers, Knicks, Nets i Bucks. Był to jedyny miesiąc zakończony przez Orlando na minusie, bilans kwietnia to 4 – 5.

Cały sezon 2008/09, dwudziesty w historii drużyny, Orlando Magic zakończyli z bardzo dobrym bilansem 59 – 23. Jako jedyna drużyna, która awansowała do playoff Magic wygrali wszystkie mecze w sezonie regularnym z rywalem z pierwszej rundy (3 – 0 z Sixers w RS). Poza tym Magic uplasowali się na czwartym miejscu w całej lidze jeśli chodzi o bilans, wyprzedzili ich tylko Cavs (66 – 16), Lakers (65 – 17) oraz Celtics (62 – 20). Ponadto spośród czwórki najlepszych Magicy mają najlepszy bilans w bezpośrednich starciach tych czterech ekip. Gracze z Florydy wygrali bowiem z każdym z tych rywali dwukrotnie (2-1 z Cavs, 2-0 z Lakers, 2-2 z Bostonem).

Na prawdziwego lidera drużyny wyrósł Dwight Howard. Przodował on w Orlando w punktach (20,6 pkt/mecz), zbiórkach (13,8 zb/mecz, 1. w NBA), blokach (2,92 bl/mecz, 1. w NBA). Był też drugi w lidze pod względem ilości double-double (63) wyprzedzony tylko przez Davida Lee z NYK (65) oraz czwarty w efficiency. Najlpiej podającym zawodnikiem Orlando okazał się Nelson (5,4 as/mecz), który zanotował też świetną średnią punktów (16,7 pkt/mecz). Lewis osiągnął średnie 17,7 pkt/mecz i 5,7 zb/mecz zaś Turkoglu 16,8 pkt/mecz, 5,3 zb/mecz i 4,9 as/mecz. Marcin Gortat wystąpił w tym sezonie 63 razy, w tym 3 razy w starting five, osiągając średnie 3,8 pkt/mecz i 4,5 zb/mecz (do tego rzucał za 3 ze skutecznością 100% ;-) ). Dobry sezon zagrał również nasz rookie, Courtney Lee, notował on 8,4 pkt/mecz, 2,3 zb/mecz oraz 1 prz/mecz.

PLAYOFFS

W pierwszej rundzie Orlando zmierzyło się z Sixers, którzy zajęli szóste miejsce na Wschodzie. Właściwie nikt nie dawał Philly szans w tej serii, skazując ich na pożarcie przez Magic. A tu na początek… niespodzianka. Po 3 kwartach pierwszego meczu gospodarze z Florydy mieli na koncie o 14 pkt więcej, jednak po koszmarze ostatniej odsłony i rzucie Iguodali na 2 sek do końca to goście wygrali to starcie 100 – 98. Takiego startu PO chyba nikt się nie spodziewał.

Drugie spotkanie Magic musieli wygrać, bo 0 – 2 po dwóch meczach u siebie byłoby wynikiem beznadziejnym. Udało się, gracze z O-Town doprowadzili do wyrównania, ale mecz był bardzo wyrównany i nasi zawodnicy musieli się porządnie namęczyć by go wygrać. Świetne zawody rozegrał Lee (24 pkt), który po dwóch spotkaniach playoffs był najskuteczniejszym graczem Orlando.

Trzeci mecz rozgrywany był w Philadelphii, tam też powrócił koszmar z meczu nr 1 choć spotkanie to miało inny przebieg. Najpierw strata 11 pkt po pierwszej połowie, potem run Magic 17 – 2 w trzeciej kwarcie, aż w końcu rzut w ostatnich sekundach Younga i ponownie dwoma oczkami wygrywają rywale wychodząc po raz drugi w tej serii na prowadzenie. A jednak Sixers nie byli tak słabi jak się wszystkim przed tą serią wydawało…

Mecz nr 4 był raz jeszcze wyrównany. Do przerwy remis, trzecia kwarta dla Magic, ostatnia zaś dla gospodarzy. W końcowej fazie meczu Sixers zbliżyli się do Magic i ponownie zaczęło się robić niebezpiecznie. Na 14 sek do końca był remis, wtedy sprawy w swoje ręce wziął Turkoglu, który wyczekał prawie do końca i na 1,1 sek do zakończenia spotkania trafił za 3. Tym razem to nasi wygrywają game-winnerem i w serii mamy 2 – 2.

Na kolejne spotkanie obie ekipy wróciły do Amway Arena. Magic wygrali to spotkanie jednak mieli w nim sporo pecha. Najpierw Lee dostał od Howard cios w nos (ale rymy :D) łokciem (oczywiście nieumyślnie), zaś po meczu DH12 został zawieszony na 1 mecz za machnięcie łokciem, które musnęło głowę Dalemberta. Jeśli chodzi o sam przebieg meczu, to gospodarze stopniowo budowali przewagę i wygrali zdecydowanie 91 – 78.

W szóstym meczu tej serii Orlando grało bez dwóch podstawowych zawodników, Lee i Howarda. Tego pierwszego zastąpił w wyjściowej piątce Redick, zaś na centrze zagrał Marcin Gortat. Obraz spotkania był o tyle zaskakujący, że w ogóle nie było widać żeby kogoś w składzie Orlando brakowało. Wręcz przeciwnie, wyglądało to jakby nasi zawodnicy napili się jakiegoś Magicznego napoju. Od początku prowadzenie Orlando było niezagrożone, a ostateczny wynik brzmiał 114 – 89. Oznaczało to tylko jedno – Magic są w drugiej rundzie!! Nasz rodak świetnie zastąpił Howarda w S5 notując 11 pkt, 15 zb i 4 prz.

W drugiej rundzie Magicy zmierzyli się z Bostonem, który w pierwszej rundzie męczył się strasznie z Chicago Bulls. Seria Celtów z Bykami była niesamowita, niezwykle zacięta i bardzo widowiskowa, a w 4 z 7 meczów były dogrywki (w meczu nr 6 były aż 3). Pomimo tego, że Celtowie byli nieźle zmęczeni po meczach z Bykami i grali bez kontuzjowanego Garnetta, to i tak większość stawiała na Zielonych.

Magic zaczęli tą serię zdecydowanie lepiej niż poprzednią odnosząc zwycięstwo już w pierwszym meczu na terenie rywala. Gracze z Florydy wygrali różnicą 5 pkt, chociaż po 3 kwartach mieli na koncie o 16 pkt więcej. Najważniejsze jednak, że dowieźli zwycięstwo i było 1 – 0 dla naszych.

O meczu nr 2 żaden kibic Orlando nie chce raczej pamiętać, od początku do końca trwała dominacja gospodarzy i w efekcie 18-punktowa porażka Magic stała się faktem. Po dwóch meczach stan rywalizacji wynosił 1 – 1, a na dwa kolejne spotkania zawodnicy przenosili się na Florydę.

Trzecie spotkanie było podobne do drugiego, tyle że w drugą stronę. Tym razem do Magicy niesieni dopingiem swej publiczności nie dali szans rywalom i wygrali zdecydowanie 117 – 96. Zwycięstwo to gospodarze zawdzięczali głównie skrzydłowym Lewisowi i Turkoglu – odpowiednio 28 i 24 pkt.

W kolejnym meczu wszyscy bardzo liczyli na powiększenie prowadzenia przez Magic i było ku temu bardzo bardzo blisko… Ale niestety nie udało się, mecz był wyrównany, szczególnie w końcówce gdzie wynik oscylował wokół remisu. Na 11 sek do końca 1 pkt więcej mieli nasi, jednak równo z końcową syreną trafił Glen Davis i to Celtics cieszyli się z wygranej.

Game 5 rozgrywany w Bostonie przyniósł ogrom nerwów i złych słów pod adresem ekipy z Orlando. No ale trudno się dziwić, jeśli na 5:39 do końca meczu prowadzi się różnicą10 pkt, a przez kolejne 5:32 nie zdobywa się ani jednego punktu i przegrywa to spotkanie. Magic przegrali wygrany mecz i bardzo skomplikowali swoją sytuację.

Szósty mecz odbywał się w Orlando, Magic musieli go wygrać, a kibice zgromadzeni w hali nie brali w ogóle pod uwagę innego rozwiązania. I nie rozczarowali się, mecz przez 3 pierwsze części był wyrównany, ale decydujące 12 min należało już do gospodarzy. Kibice Magików mogli cieszyć się z wygranej i monster-game Howarda (23 pkt, 22 zb).

Ostatni, decydujący mecz odbywał się w Bostonie. Wszyscy spodziewali się walki na śmierć i życie, była to przecież walka o przetrwanie, o awans, drużyna przegrywająca kończyła tym meczem sezon. Magic od początku zaczęli z kopyta osiągając 10 pkt przewagi po pierwszej kwarcie. Później była bardziej wyrównana gra, ale przewaga naszych utrzymywała się, a już w ostatniej kwarcie rządzili tylko zawodnicy w niebieskich strojach. Magic wygrali 101 – 82 i w pięknym stylu awansowali do Finału Konferencji. Była to niesamowita, pełna emocji seria, o której będzie się długo pamiętać. Magic w Finale Wschodu !!

W Finale EC na Magic czekali już wypoczęci Cavs, którzy w dwóch pierwszych seriach zaliczyli dwa łatwe sweepy nie dając najmniejszych szans ekipom Pistons i Hawks. Trudno się więc dziwić, że wszyscy eksperci zdecydowanie stawiali w tej serii na Lebrona i spółkę, dając Magikom szanse na jedno, góra dwa zwycięstwa.

Początek pierwszego spotkania nie zapowiadał niespodzianki, pierwsza odsłona została wygrana przez Cavs różnicą 14 pkt, od początku to oni narzucili swój styl gry, w pewnym momencie mieli na koncie ponad 20 pkt więcej od gości. Ale po zmianie stron nastąpił zryw Orlando, celne trójki i dobra gra w obronie zaowocowały zmniejszeniem przewagi do 4 pkt przed decydującą odsłoną, która również była lepsza w wykonaniu Magic. Rzut za 3 dający Magikom zwycięstwo trafił na 10 sek do końca Lewis, 1 – 0 dla Orlando, niespodzianka stała się faktem!

Drugi mecz tej serii dla mnie osobiście był jednym z największych ciosów jakie przeżyłem w mej karierze kibica. Przebieg spotkania podobny, najpierw wysokie prowadzenie Cleveland, potem pogoń Magic i znów wyrównana końcówka. Na 13 sek do końca remis, na 1 sek do końca za 2 trafia Turkoglu i kibice Orlando cieszą się już na myśl o wyniku serii 2 – 0. Wtedy stało się jednak coś niesamowitego, Williams podaje do Jamesa, a ten w błyskawicznym tempie rzuca za 3 i trafia… Nagle radość zmieniła się w smutek i złość…

Na szczęście po przeniesieniu rywalizacji do Amway Arena nasi zawodnicy postarali się by smutek z poprzedniego meczu został zastąpiony radością z kolejnego zwycięstwa. Tym razem od początku Magic dyktowali warunki i choć ich przewaga była przez cały mecz dość skromna to zdołali oni wygrać 99 – 89 i ponownie objąć prowadzenie w serii. Po raz kolejny okazało się, że sam Lebron bez wsparcia kolegów meczu nie wygra.

Spotkanie nr 4 było bardzo wyrównane, a o zwycięstwie decydowała dogrywka. Magic znów byli bardzo blisko zwycięstwa w regulaminowym czasie prowadząc różnicą 2 oczek jeszcze na 0,5 sek do końca, jednak wtedy oba osobiste trafił LJ i mieliśmy OT. Na szczęście dogrywka należała do gospodarzy, choć emocje były do końca. W ostatniej sekundzie James znów próbował rozstrzygnąć mecz rzutem za 3, jednak jego próba prawie z połowy boiska była niecelna i to nasi cieszyli się z wygranej i stanu rywalizacji 3 – 1.

Mecz nr 5 był rozgrywany w Q Arena i przebieg miał jak dwa wcześniejsze mecze w Cleveland. Najpierw wysokie prowadzenie Cavs w pierwszej odsłonie, później pogoń Magików i wynik na styku. Tym razem jednak gospodarze spięli się bardzo mocno na ostatnią kwartę i nie dali w niej szans Magikom wygrywając cały mecz 112 – 102 i ratując się tym samym przed wyeliminowaniem z gry.

Tak więc mieliśmy jeszcze jeden mecz, znów na Florydzie. Wygrana Cavs oznaczała powrót na ostatni mecz na ich teren, a tego zawodnicy z O-Town zdecydowanie nie chcieli. Dlatego też od początku królowali oni na boisku, tym razem nawet Lebron nie zagrał tak dobrze jak w poprzednich meczach, za to w Magic szalał Howard, który zanotował w tym meczu 40 pkt i 14 zb. Gospodarze wygrali ten mecz zdecydowanie 103 – 90 i całą serię 4 – 2. Sensacja stała się faktem, Orlando Magic Mistrzami Konferencji Wschodniej !!! Orlando Magic po raz drugi w historii z Finale NBA !!! James było tym meczu tak sfrustrowany, że nawet nie podszedł pogratulować i podać ręki zawodnikom Magic.

Rywalizacja finałowa zaczynała się w Californi, jako że Lakers mieli lepszy bilans w RS. To oni byli zdecydowanym faworytem tej serii. No i pierwszy mecz to potwierdził, Magic stawiali opór rywalom tylko w pierwszej odsłonie, później do głosu doszli Lakers prowadzeni przez Bryanta i rozgromili naszą ekipę 100 – 75.

W drugim spotkaniu Magic byli rządni rewanżu i chcieli zatrzeć zły obraz gry po game 1. I trzeba przyznać, że zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Świetny mecz Lewisa (34 pkt, 11 zb) sprawił, że do samego końca były emocje. Na kilka sek do końca był remis i piłka w rękach Bryanta, ten został jednak zablokowany przez Turka i Magic mieli 0,6 sek na rozstrzygnięcie meczu. Piłka prosto z autu została podana przez Hedo do Lee, który złapał ją będąc w powietrzu, rzucił od tablicy, jednak niestety nie trafił. Dogrywka należała już zdecydowanie do Lakersów, którzy mieli więcej zimnej krwi i wygrali drugie już spotkanie.

Kolejne 3 mecze rozgrywane miały być w Orlando. Spotkanie trzecie w końcu przyniosło radość kibicom hali Amway Arena. Od drugiej kwarty na prowadzenie wyszli w tym meczu gospodarze i nie oddali go do samego końca wygrywając różnicą 4 pkt. W końcówce było nerwów, ale tym razem to Magic wytrzymali presję. Tym samym pierwsze zwycięstwo naszych w historii rywalizacji finałowej stało się faktem, a skuteczność z gry 62,5 % to nowy rekord Finałów.

Pokrzepieni zwycięstwem Magicy chcieli powtórzyć to w meczu nr 4 i doprowadzić do wyrównania w serii. I ponownie muszę to napisać – było bardzo blisko. Przegraliśmy przez osobiste i brak doświadczenia, zarówno zawodników jak i trenera. Wolne w czwartej kwarcie pudłował nawet Turkoglu. Na 11 sek do końca 3 pkt więcej na koncie mieli gospodarze, a na linii osobistych stał Howard, spudłował oba rzuty po czym za 3 trafił Fisher doprowadzając do dogrywki. W dodatkowym czasie Magic nie istnieli, zdobyli tylko 4 pkt przy 12 rywali i to gracze LAL cieszyli się z wygranej.

Spotkanie piąte i jak się okazało ostatnie zaczęło się dobrze dla Magic, którzy objęli prowadzenie 15 – 6. Później do głosu doszli jednak goście z Californii, objęli oni prowadzenie i nie oddali go już do końca. Lakers wygrali różnicą 13 pkt i to oni zdobyli Mistrzostwo NBA.

To był dwudziesty sezon w historii Orlando Magic. Miał on być Magiczny i był!! Myślę, że przed sezonem mało osób postawiłoby na to, że to ekipa z O-Town zagra w Finale NBA. Mistrzostwa zdobyć się nie udało, ale na to jest jeszcze czas. Zabrakło nam trochę doświadczenia i zimnej krwi. Miejmy jednak nadzieję, że zarówno nasi zawodnicy jak i trener wyciągną wnioski z popełnionych błędów i bogatsi w kolejne doświadczenie w przyszłym sezonie ponownie zajdą do Finału i tym razem go wygrają!!

▲ Ukryj ▲
(21) Sezon 2009/10
Bilans: 
59 - 23 (0.720)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Charlotte Bobcats (4 - 0)
Półfinał EC: Atlanta Hawks (4 - 0)
Finał EC: Boston Celtics (2 - 4)
 | 
Trener: 
Stan Van Gundy
 | 
Każdy sezon jest poprzedzony spotkaniami „kontrolnymi”, aby każdy team mógł wypróbować nowych graczy, nowe zagrania oraz zestawienia drużyny. Magicy takich meczów rozegrali 8 i wszystkie zdołali wygrać! Ponadto aż w 7 spotkaniach rzucali przeciwnikom ponad 100 punktów, tylko w meczu z Miami ta sztuka się nie udała (90-86), także przed sezonem regularnym mogliśmy być spokojni o formę naszych ulubieńców.

Czytaj więcej...
Podopieczni Stana Van Gundy’ego sezon rozpoczęli 28 października 2009 roku meczem z Philadelphią 76ers we własnej hali Amway Arena. W tym spotkaniu zadebiutowali wszyscy nowi zawodnicy: Vince Carter, Ryan Anderson, Brandon Bass, Jason Williams oraz Matt Barnes. Magicy pewnie pokonali gości z Pensylwanii 120-106. Kolejne 2 spotkania również zdołaliśmy wygrać: najpierw z Nets, a następnie z Raptors (mecze wyjazdowe) i po 3 meczach nadal byliśmy niepokonani. Pierwsza porażka kiedyś musiała mieć miejsce, lecz szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się jej w meczu przeciwko Detroit, który przegraliśmy po naprawdę kiepskiej grze 80-85. Następne mecze były lepsze, ale oczywiście zdarzały się porażki - @Oklahoma 74-102, vs. Cavs 93-102 oraz po dramatycznej końcówce vs. Miami 98-99. Należy również dodać, że wygraliśmy w dobrym stylu z Phoenix 122-100, na wyjeździe z „Koniczynkami” w Bostonie 83-78 oraz w hali Phillips Arena z Atlantą Hawks 93-76. Listopad zakończyliśmy zwycięstwem z NYK 114 - 102 notując w tym miesiącu bilans 14-4 oraz streak 5 zwycięstw z rzędu.

Grudzień rozpoczęliśmy tak jak kończyliśmy miesiąc poprzedni, a więc meczem przeciwko NYK i znów byliśmy górą (118-104), następnie sprawdzały nas drużyny z Konferencji Zachodniej m.in. Utah, Phoenix, Portland czy Houston i trzeba powiedzieć, że team z Florydy poradził sobie całkiem nieźle. W ostatnim miesiącu 2009 roku Magic wygrali 9 z 13 meczów i po rozegraniu 31 spotkań mieli bilans spotkań 23-8.

Meczem z Minnesotą w hali Target Center zainaugurowaliśmy nowy, 2010 rok. Magicy pokonali „Leśne Wilki” 106-94 lecz jak się później okazało - miłe złego początki... W kolejnych 4 spotkaniach ponieśliśmy porażki, które nie powinny się przydarzyć. Wyższość rywali musieliśmy uznać w meczach z @Bulls, @Pacers, Raptors oraz @Wizards i nasza sytuacja się trochę skomplikowała. Ale to nie koniec, bo po dwóch wygranych: z Atlantą i @Sacramento przyszły kolejne 3 wyjazdowe porażki z rzędu, tym razem z Denver, Portland i Los Angeles Lakers. Styczeń nie był więc dla nas dobrym miesiącem, przegraliśmy w nim aż 8-krotnie (tyle co do tej pory w ciągu 2 miesięcy!) na 17 rozegranych meczów.

Luty miał być lepszym miesiącem dla wicemistrzów NBA i rzeczywiście tak było, choć żadnej większej serii zwycięstw pod rząd Magikom nie udało się osiągnąć to bilans 8-4 może być zadowalający zwłaszcza po tak słabym styczniu. W najkrótszym miesiącu w roku zdołaliśmy pokonać między innymi: @Boston, New Orleans, Cleveland, @Houston czy Miami i po 60 meczach regular season mieliśmy bilans 40-20.

W lidze NCAA trzeci miesiąc w roku jest nazywany March Madness (Marcowe Szaleństwo), ze względu na to, że wtedy rozgrywane są finały ligi akademickiej. Prawdziwe Marcowe Szaleństwo zgotowali nam nasi ulubieńcy wygrywając 12 z 14 rozegranych spotkań i zaliczając najdłuższą serię zwycięstw pod rząd - 7. Podopieczni Stana Van Gundy’ego pokonali w marcu m.in. takie drużyny jak: Lakers, San Antonio, @Miami czy Denver.

W kwietniu pozostało nam do rozegrania tylko 8 spotkań sezonu zasadniczego i 7 z nich było zwycięskich! Pokonani z parkietu musieliśmy schodzić tylko raz - po meczu z San Antonio (100-112), po tym spotkaniu wygraliśmy kolejno z Memphis, Wizards, Knicks, @Cavs, @Indianą, a także 76ers i RS Orlando Magic zakończyli z bilansem 59 - 23 (identycznym jak przed rokiem).

PLAYOFFS

W pierwszej rundzie playoffs 2010 Orlando Magic zmierzyli się z Charlotte Bobcats – drużyną, która awansowała do rozgrywek posezonowych pierwszy raz w historii. No i cóż – wspominać tych PO Rysie miło nie będą. Magic nie dali szans swym mniej doświadczonym rywalom i wygrali 4 – 0. Wynik wskazuje na pogrom, ale gra wcale nie była tak jednostronna. Bobcats stawili spory opór, mecze były w większości wyrównane i Orlando musiało się sporo namęczyć w walce o każde zwycięstwo. Duże problemy z faulami miał Dwight Howard, przez co Marcin Gortat spędzał na parkiecie ponad 20 minut i radził sobie całkiem dobrze. Świetną serię zagrał za to Jameer Nelson, dwukrotnie rzucając 32 pkt w meczu i walnie przyczyniając się do każdego z tych czterech zwycięstw. Magic zaczęli więc playoffs od mocnego uderzenia…

Kolejne uderzenie, jak się okazało, było jeszcze mocniejsze. Na rywala w drugiej rundzie Magic czekali sporo czasu, bo Hawks zdołali pokonać Bucks dopiero po 7 meczach. Przed serią z Atlantą większość ekspertów nie dawała najmniejszych szans Jastrzębiom, wszak od jakiegoś czasu nie mają oni odpowiedzi na Orlando. Nie inaczej było i w tej rundzie. Już pierwszy mecz pokazał, kto będzie królował w tej serii. Zwycięstwo różnicą 43 to była po prostu deklasacja rywala! Kolejne spotkanie było już bardziej wyrównane, jednak już trzeci mecz ponownie zakończył się pogromem, Magic wygrali go różnicą 30 oczek. Zrezygnowani Hawks nie zdołali już podjąć walki w ostatnim spotkaniu i przegrali je odpadając w kiepskim stylu z gier posezonowych. Po spotkaniu nr 4 pracę stracił Mike Woodson, trener Jastrzębii i w źródłach związanych z NBA można było usłyszeć żartobliwe „Magic zwolnili trenera Atlanty”.

Żarty skończyły się natomiast w kolejnej potyczce. Magic mieli się w niej zmierzyć ze zwycięzcą pojedynku Boston – Cleveland. Przed rywalizacją tych zespołów większość była przekonana, że to Cavs wyjdą z niej zwycięsko. Jeszcze po trzech rozegranych meczach (2 – 1 dla Cavs) niewiele osób dawało szanse Celtom. Tymczasem trzy kolejne spotkania padły łupem graczy z Bostonu prowadzonych przez Rajona Rondo i niespodziewanie rywalem Magic w Finale Konferencji Wschodniej została ekipa Koniczynek.

Baliśmy się spotkania z Lebronem i jego Cavs, sam Marcin Gortat mówił, że wolałby spotkać się z Bostonem, ale zdaje się, że Celtics byli po prostu niedoceniani. Dwa pierwsze mecze tej serii odbywały się w Orlando i… oba zakończyły się porażkami Magików. O ile pierwsza porażka zbliżała się już tak naprawdę od połowy meczu nr 1, w którym to rywale osiągali coraz to większą przewagę, która w pewnym momencie wynosiła już 20 pkt, to sukces w meczu nr 2 był naprawdę blisko. Antybohaterem tego meczu stał się w pewnym sensie Vince Carter, który spudłował dwa rzuty wolne na 40 sekund do końca, które pozwoliłyby zbliżyć się naszym do rywali na zaledwie 2 pkt. Tak więc rywalizacja przenosiła się do Bostonu przy najgorszym możliwym dla nas wyniku 0 – 2.

W Bostonie rozpoczęło się jeszcze gorzej, w meczu nr 3 Magic zostali wręcz rozgromieni przez rywali. Zupełnie nie mogli oni poradzić sobie ze świetną obroną gospodarzy wyglądając chwilami na zrezygnowanych i pogodzonych z porażką. Po meczu wszyscy zapowiadali jednak, że nadal wierzą w zwycięstwa i dobrą grę. I faktycznie kolejny mecz był już zupełnie inny, Magic zagrali twardo i nieustępliwie i zdołali zwyciężyć po dogrywce. W kolejnym spotkaniu w Amway Arena było jeszcze lepiej, nasi złapali wiatr w żagle i pokonali rywali różnicą 21 pkt. W tym momencie w sercach kibiców pojawiła się nadzieja, że Magic jako pierwsi w historii wyjdą ze stanu 0 - 3 na 4 – 3 i zdołają jednak awansować. Niestety, wszystko na co było stać Orlando w tej serii to te dwa zwycięstwa. W meczu nr 6 zdecydowanie lepszy okazał się Boston, kontrolując mecz od samego początku i koniec sezonu dla ekipy z O-Town stał się faktem.

Czy był to dobry sezon? - Na pewno nie był zły. Magic miewali w nim chwile lepsze i gorsze, ale faktem jest, że byli jedną z najlepszych ekip w lidze, niejednokrotnie plasując się na szczycie Power Rankingów. Pozostaje jednak niedosyt, bo minimalnym celem przy naszych rozbudzonych nadziejach i ambicjach był co najmniej Finał NBA. Nie mówiąc już o pierwszym w historii Mistrzostwie, na które musimy wciąż czekać...

▲ Ukryj ▲
(22) Sezon 2010/11
Bilans: 
52 - 30 (0.634)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Atlanta Hawks (2 - 4)
 | 
Trener: 
Stan Van Gundy
 | 
Orlando Magic wkroczyli w sezon 2010/2011 odmienieni. I nie chodzi tutaj o jakieś poważne zmiany kadrowe, lecz o image drużyny. Po 10 latach, po raz drugi w historii klubu, zmienione zostało główne logo. Dotychczasowe logo zostało zastąpione prostszym wzorem, w nie zmienionej formie pozostała tylko piłka-kometa, która pozostała także logiem alternatywnym. Magic wprowadzili także nowe stroje alternatywne. Są one, jeśli chodzi o wzór, identyczne jak stroje wyjazdowe, a różnią się kolorami - są czarne z niebieskimi wstawkami i białymi pasami. I na koniec trzecia, najważniejsza zmiana - nowa hala. Od tego sezonu "domem" Orlando Magic stała się Amway Center - jedna z najnowocześniejszych hal w całej NBA.

Czytaj więcej...
W porównaniu do sezonu poprzedniego w składzie Orlando Magic nie zaszło wiele zmian. Drużynę opuściło dwóch zawodników - walczak Matt Barnes przeszedł jako wolny agent do Los Angeles Lakers, zaś Anthony Johnson stracił miejsce w składzie Magic na rzecz wolnego agenta, młodszego od AJ-a, Chrisa Duhona, który podpisał z Orlando 4-letni kontrakt. Skład drużyny z Florydy zasilił także skrzydłowy Quentin Richardson, który miał zająć miejsce Barnesa. Reszta składu bez zmian. Do grudnia... ale o tym później.

Sezon 2010/2011 zaczął się dla Magików 28. października meczem z Wizards. Było to pierwsze spotkanie sezonu zasadniczego w nowej hali i trzeba przyznać, że debiut okazał się bardzo udany. Magic rozgromili gości ze stolicy 112-83, a pierwsze z 65 double-double w sezonie zaliczył Dwight Howard. Humory kibiców pogorszyły się jednak już dzień później, a wyjazdowy mecz z Miami zakończył się blowoutem 70-96, po żenującym występie Orlando (30,4% z gry, 16,7% za 3, Lewis - 2 pkt, 0/9 z gry, Carter - 4 pkt, 1/5 z gry).

W kolejnym miesiącu dobre nastroje powróciły. Magicy zanotowali bardzo dobry listopad i osiągnęli w nim bilans 12-3. Najważniejszymi zwycięstwami w tym miesiącu były wygrane z Hawks i Heat, gorzej szło Magikom z czołówką Konferencje Zachodniej, gracze z O-Town nie sprostali zarówno Jazz jak i Spurs, chociaż z tymi pierwszymi prowadzili jeszcze pod koniec trzeciej kawrty różnicą 17 pkt.

Grudzień 2010 okazał się miesiącem, w którym w Orlando Magic było wszystko, łącznie z kadrowym tornadem. Zaczęło się świetnie, 1. grudnia Magicy pojechali do Chicago i tam zdemolowali 107-78 Byki, które, jak się później okazało, w ostatnim meczu sezonu zapewniły sobie najlepszy bilans w lidze, a w trzech pozostałych starciach z Orlando w regular season wychodzili za każdym razem zwycięzko. Jak to się jednak mówi - miłe złego początki. W obozie Magic zaczął szaleć wirus żołądka, zaczęło się od Redicka, a później wirus dopadł jeszcze kilku innych zawodników, między innymi Howarda i Nelsona. Jeszcze w kolejnym spotkaniu Magicy pokonali Pistons, jednak później przyszły 4 porażki z rzędu, a po zwycięstwie z Clippers kolejna wysoka porażka z Denver. To przelało czarę goryczy...

18. grudnia od samego rana pojawiły się informacje i spekulacje o wymianie z Orlando w roli głównej. I stało się, pod wieczór polskiego czasu Orlando Magic wzięli udział w wymianach z dwoma klubami. Z drużyną z Florydy pożegnali się Carter, Pietrus, Gortat i Lewis. Pierwsza trójka przeniosła się do Phoenix Suns w zamian za Jasona Richardsona, Hedo Turkoglu (welcome back Hedo!) i Earla Clarka, zaś Lewis został oddany do Washington Wizards w zamian za Gilberta Arenasa. Istne trzęsienie ziemi w składzie, z drużyny odeszło dwóch zawodników pierwszej piątki, którzy spisywali się jednak bardzo kiepsko, ciekawie zapowiadał się też powrót do Magic Turkoglu, który właśnie w drużynie z O-Town zagrał swoje najlepsze sezony.

Dwa pierwsze spotkania po wymianie byly nieudane dla Orlando, drużyna wydawała się być zagubiona, niezgrana, nowi zawodnicy nie mogli wpasować się w nowy zespół i mecze z Hawks i Mavs zakończyły się porażkami, wydłużającymi kolejną serię porażek do 4 spotkań. Później w grze Magików wydarzyło się jednak coś niesamowitego i być może to Magia Świąt, ale Orlando zaczęło seryjnie wygrywać i to z nie byle kim. 23. grudnia do Amway Center przyjechała najlepsza ekipa w lidze - San Antonio Spurs, a Magic ich zwyczajnie rozgromili 123-101. Później było jeszcze lepiej, w Boże Narodzenie nasi ulubieńcy grali z Bostonem i także Koniczynki nie sprostały nowej armii w Orlando. Te dwa zwycięstwa rozpoczęły najdłuższą w sezonie, 9-meczową serię zwycięstw Magic. 5 z tych wygranych miało miejsce w grudniu, który nasi zakończyli bilansem 8-8.

Początek stycznia to wspomniana kontynuacja wygrywania, jednak im dalej w nowy rok tym więcej zaczęło się pojawiać porażek. Nowi gracze Orlando grali dobrze, poza Arenasem. Turkoglu w pierwszym meczu w 2011 roku zaliczył triple-double (10 pkt, 14 zb, 10 as) ku uciesze wypełnionej hali Amway Center. Kilka ostatnich spotkań w styczniu to przeplatanie zwycięstw i porażek, a styczeń Magicy zakończyli z bilansem 10-6.

Luty podobnie jak miesiąc poprzedni był grany w kratkę. Najdłuższa seria zwycięstw w tym miesiącu trwała zaledwie 2 spotkania, zaś porażki były pojedyncze. W lutym Magic grali z czwórką bardzo silnych przeciwników, pokonać udało się Lekers i Thunder, zaś sprostać nie udało się Celtom oraz Żarom. Bilans lutego to 7-4.

W marcu jak w garncu jak mówi powiedzenie, a Magic postanowili się do niego dostosować. Początek miesiąca był świetny, najpierw zwycięstwo z Knicks wzmocnionymi przez Carmelo Anthony'ego, a w kolejnym meczu zwycięstwo z największym rywalem, Miami Heat, po niesamowitej końcowce w wykonaniu Magic (jeszcze w trzeciej kwarcie przegrywali różnicą 24 pkt). W kolejnym spotkaniu Magic mogli ustrzelić hatricka zwycięstw z czołówką Eastern Conference, jednak Bulls okazali się za mocni i pokonali naszych ulubieńców. W marcu były później jeszcze zarówno dobre jak i złe emocje. Do tych złych zaliczyć należy porażkę po dogrywce z Warriors (w tym meczu został ustanowiony rekord NBA pod względem ilości celnych trójek obu ekip - 36: Magic 15, Golden State 21) oraz porażkę z Lakers, po której przyszło jednak 5 wygranych pod rząd, w tym zwycięstwo z Nuggets po game-winnerze Nelsona. Bilans marca to 9-6.

Ostatnie kilka spotkań sezonu rozgrywanych w kwietniu nie miało już większego znaczenia jeśli chodziło o układ tabeli przed playoffs. Magic mieli zapewnione 4. miejsce na Wschodzie dlatego kwietniowe mecze kibice oglądali z mniejszymi emocjami. Na koniec Magic mieli szansę pokonać najlepsze w lidze Byki, jednak ostatecznie grający bez zawieszonego za 18. faul techniczny Howarda (było to jego drugie zawieszenie w sezonie za ilość techników) gracze z O-Town przegrali po wyrównanym i emocjonującym meczu 99-102. Poza tą porażkę w kwietniu zdarzyła się jeszcze tylko jedna (z Raptors), pozostałe 5 spotkań Magic wygrali.

Sezon regularny Magic zakończyli z bilansem 52-30, który dał im dopiero 4. miejsce w Konferencji Wschodniej. Wyprzedziły ich drużyny Chicago (62-20), Miami (58-24) oraz Boston (56-26). We własnej hali Magicy grali dobrze, ale zdarzały się oczywiście wpadki jak porażka z Rapotrs czy Kings. Na wyjazdach team z Orlando nie zachwycał, wygrywając 23 spotkania na obcym terenie i 18 razy schodząc z obcych parkietów w roli pokonanych. Liderem w RS był oczywiście Howard, który notował śrenio 22,9 pkt/m, 14,1 zb/m oraz 2,4 bl/m. Dobrze spisywał się również Nelson - 13,1 pkt/m oraz 6 as/m. Swoje robiła ławka rezerwowych, ale od czasu kontuzji Redicka bench players byli mniej efektywni niż z nim. W kratkę grał J-Rich, a kompletnie zawiódł Arenas, który rzucał na traginczej skuteczności 34%. Cała drużyna w Regular Season trafiła 770 trójek co dało 1. miejsce w ilości trafionych rzutów, a 10. pod względem skuteczności zza łuku. Na lini rzutów wolnych Magic radzili sobie bardzo słabo - 69% trafianych osobistych dało im ostatnie miejsce w lidze, dodatkowo średnio 20 ast/m uplasowało naszych ulubieńców na 26. pozycji. Obrona wyglądała całkiem nieźle, głównie dzięki Howardowi, zbierane przez Magic średnio na mecz aż 43,2 piłek dało im miejsce nr 6, a tracone 93,7 pkt/m sprawiło, że po 82 spotkaniach Magicy mogli się pochwalić 4. obroną ligi. Podsumowując - sezon zasadniczy nieco rozczarował, Magic nie podjęli walki o miejsce w najlepszej trójce Eastern Conference i w playoffs przewagę parkietu mieli tylko w pierwszej rundzie z Atlantą.

PLAYOFFS

Magicy w pierwszej rundzie playoffs 2011 zagrali z Atlantą Hawks. Z tą samą Atlantą, którą sezon wcześniej pokonali 4-0 w II rundzie, demolując ich w każdym ze spotkań. Jak się miało później okazać, tym razem Jastrzębie prowadzeni przez innego trenera (Larry Drew zastąpił Mike'a Woodsona) znaleźli sposób na Magic i wyeliminowali ich już w pierwszej rundzie.

Pierwsze spotkanie rozgrywek posezonowych, gracze z O-Town rozgrywali u siebie, w Amway Center, w sobotę 16. kwietnia. zaczęło się obiecująco, a Dwight Howard od początku był bestią pod koszem. Taktyka jaką Hawks zastosowali w tym meczu to niepodwajanie Howarda. Efekt - 46 pkt, 17 zb Dwighta i... porażka Orlando. W drugiej i trzeciej kwarcie goście z Atlanty zdobyli o 16 pkt więcej od gospodarzy i to wystarczyło do pokonania Magic 103-93. Po raz pierwszy (lecz nie ostatni) w tej serii gospodarzom dał się we znaki rezerwowy Jamal Crawford - 23 pkt. Drugi mecz serii także odbywał się w Orlando i znów było ciężko, lecz tym razem to Magic zagrali lepiej drugą i trzecią odsłonę i pokonali Hawks 88-82 wysrównując stan serii na 1-1. Howard zaliczył kolejny niesamowity mecz - 33 pkt, 19 zb.

Na 2 kolejne spotkania rywalizacja przeniosła się do stanu Georgia, gdzie obie drużyny zagrały prawie identyczne spotkania. Niestety - oba zakończone porażkami Orlando 84-88 oraz 85-88. Howard nadal dominował, jednak Hawks mieli X-factor w postaci Jamala Crawforda, który trafiał niesamowite rzuty prowadząc swoją drużynę do zwycięstw. Magic wracali do Orlando będą w bardzo trudnej sytuacji i zaledwie jedną porażkę od wyeliminowania z playoffs.

Na swoim terenie nasi ulubieńcy zagrali najlepszy mecz w tych rozgrywkach. Prowadząc od samego początku, aż do ostatnich minut - Orlando pokonało Atlantę aż 101-76 i co ciekawe - Howard zanotował zaledwie 8 pkt i 8 zb oddając tylko 4 rzuty z gry. Świetnie zaprezentowali się jednak wszyscy pzostali zawodnicy zapewniając Magic pozostanie w grze. Niestety było to tylko odłożenie w czasie nieuniknionego - eliminacji z rozgrywek. Szósty mecz w Atlancie okazał się ostatnim w tej serii, Magic polegli 81-84, mimo że w końcówce mieli szansę na dorpowadzenie do dogrywki, którą zmarnował rzucający z dobrej pozycji Redick. Magic przegrali 2-4 w I rundzie z Hawks i zakończyli na tym etapie sezon 2010/11.

To na pewno ogromny zawód, nikt nie spodziewał się eliminacji już w pierwszej rundzie, jednak stało się inaczej i po 6 spotkaniach Magic musieli rozpocząć wakacje. Kibice Orlando byli rozczarowani i rozgoryczeni. Sezon zakończony zdecydowanie za wcześnie nie zapowiadał nic dobrego i coraz więcej zaczęło mówić się o tym, że w drużynie potrzebne są duże zmiany.

▲ Ukryj ▲
(23) Sezon 2011/12
Bilans: 
37 - 29 (0.561)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Indiana Pacers (1 - 4)
 | 
Trener: 
Stan Van Gundy
 | 
Po długiej przerwie spowodowanej lockoutem, skrócony do 66 spotkań sezon 2011/12 rozpoczął się dla Orlando Magic w Boże Narodzenie, 25 grudnia 2011 roku, meczem w Oklahoma City z tamtejszymi Thunder. Można powiedzieć, że ten mecz był doskonałym odzwierciedleniem tego co w Magic działo się przez przez cały sezon - wynik bez tragedii mimo porażki, ale ogólne wrażenie dużo gorsze. Magic zaczęli sezon od porażki 89-97 po bardzo słabym spotkaniu i odpuszczonej końcówce przez OKC. Cztery kolejne spotkania Magic wygrali, ale rywale byli zdecydowanie z niższej półki, podobnie z resztą jak Pistons, którzy jednak zdołali pokonać Orlando, które po 6 spotkaniach miało bilans 4-2.

Czytaj więcej...
Kilka dni później drużyna z O-Town wybrała się w trudną, wyjazdową trasę i wróciła z niej z kompletem zwycięstw. I chociaż zwycięstwa z Kings i Warriors były raczej do przewidzenia, to wygrana z Blazers, którzy byli na początku sezonu jedną z najlepszych ekip w lidze, była bardzo budująca. Po powrocie do Orlando nasi ulubieńcy dorzucili jeszcze wygraną z Bobcats wygrywając piąty mecz z rzędu. Dwa kolejne mecze Orlando rozgrywało u siebie z czołówką Zachodu - Spurs i Lakers. Również te mecze dawały powody do optymizmu, co prawda San Antonio okazało się lepsze od Magic po wyrównanym meczu po dogrywce (trzeci mecz Orlando w serii back-to-back-to-back), jednak dwa dni później Bryant i spółka musieli uznać wyższość gospodarzy w Amway Center. Nastroje były zatem całkiem dobre, a bilans 11-4 dawał powody do optymizmu.

Optymizm i dobre nastroje szybko ostudzili Celtowie z Bostonu. Magic na ich terenie zagrali jeden z najgorszych meczów w historii organizacji ulegając gospodarzom 56-87. 56 zdobytych punktów w całym meczu to najgorszy wynik Orlando w historii (wcześniej dwukrotnie rzucili poniżej 60 oczek - 57 w grudniu 1996 oraz 59 w styczniu 2001). Rewanż na Bostonie mógł nadejść już 3 dni później, kiedy to Celtics przyjechali do O-Town. Magic prowadzili w tym spotkaniu róznicą 27 pkt w drugiej kwarcie, a w połowie spotkania mieli o 21 oczek więcej niż rywale. I choć jest to niewiarygodne - Magic przegrali ten mecz, po raz kolejny zostając upokorzonymi przez Celtów, co gorsza tym razem przed własną publicznością. Po tej porażce przyszły jeszcze 3 kolejne, w tym blamaż (67-93) z jedną z najgorszy drużyn w lidze - New Orleans Hornets.

Gdy wydawało się, że Magic dopadł poważny kryzys i drużyna jest w rozsypce, a atmosfera wśród zawodników delikatnie mówiąc nienajlepsza - gracze z O-Town na przekór wszystkim wygrali 8 z kolejnych 10 spotkań, w tym u siebie z Miami Heat 102-89, a obie porażki jakie przydarzyły im się w tym okresie były po dogrywkach - z Clippers i Hawks. Pod koniec lutego Heat zdołali się zrewanżować Magikom, a Hawks po raz kolejny okazali się lepsi od naszych ulubieńców. Bilans Orlando do przerwy na All-Star brzmiał 22-13.

Po Meczu Gwiazd, w którym Magic mieli jednego reprezentanta (Howard zanotował w tym meczu 9 pkt i 10 zb) wszyscy w głowie mieli datę 15 marca, na który to przypadał trade deadline. Spekulacji odnośnie wymiany Howarda było co nie miara, również J-Rich był wymieniany w plotkach. Okazało się jednak, że w składzie Magic nie zaszła żadna zmiana, a Howard podpisał dokument gwarantujący drużynie z O-Town, że ten nie odstąpi od ostatniego roku kontraktu i nie stanie się wolnym agentem po sezonie 2011/12. Nadzieje i dobre nastroje w Orlando wróciły.

Marzec okazał się dla Magic miesiącem granym w kratkę. Dużym sukcesem było na pewno drugie zwycięstwo w sezonie z Heat, tym razem po dogrywce. Rewelacyjne zawody przeciwko Miami zagrał Howard, który zdobył 24 pkt i 25 zb, a w zdobywaniu punktów świetnie wspierał go Nelson - 25 pkt. W marcu nie brakowało jednak również tych negatywnych chwil, a najbardziej pamiętnymi porażkami okazały się te z Bobcats (Magic stali się zaledwie drugą drużyną obok Hornets, która przegrała w tym sezonie zarówno z Bobcats jak i Wizards - dwoma najgorszymi teamami NBA) i Bulls (59-85 co oznaczało drugi mecz w sezonie ze zdobyczą całej drużyny poniżej 60 pkt). Kluczowy dla losów całego sezonu okazał się zaś ostatni mecz marca - przeciwko Dallas (98-100). To właśnie w meczu z Mavs kontuzji pleców nabawił się Howard, który do końca sezonu wystąpił już tylko w dwóch spotkaniach po czym musiał poddać się operacji.

Magic bez Howarda w składzie zupełnie się rozsypali. Choć w pierwszym składzie świetnie radził sobie Davis, stając się najskuteczniejszym zawodnikiem Orlando, to drużyna z O-Town bez swojego najlepszego zawodnika nie dawała sobie rady, wygrywając do końca regular season jeszcze tylko 5 spotkań przy 9 porażkach. Orlando Magic zakończyli sezon z bilansem 37-29 co dało im szoste miejsce w Konferencji Wschodniej. To oznaczało, że nasi ulubieńcy spotkają się w pierwszej rundzie playoffs z Indianą Pacers, z którą bilans sezonu zasadncizego brzmiał 3-1 na korzyść Orlando.

PLAYOFFS

Pomimo korzystnego wyniku w regular season, faworytem serii Magic-Pacers byli ci drudzy. Przede wszystkim dlatego, że we wszystkich spotkaniach między tymi ekipami w sezonie regularnym grał Dwight Howard, a teraz Orlando musiało sobie radzić bez niego. Mimo to nasi ulubieńcy nie mieli zamiaru się poddawać, co pokazali już w pierwszym spotkaniu na terenie rywala. Magic pokonali Pacers 81-77 po bardzo dobrej końcówce mecz i wyszli na prowadzenie 1-0 co było wielką niespodzianką. Kibice Orlando oczami wyobraźni już widzieli swoich ulubieńców w drugiej rundzie, jednak kolejne spotkanie okazało się zimnym prysznicem. Przez 2 kwarty goście nawiązywali skuteczną walkę z gospodarzami, jednak trzecia kwarta ustawiła cale spotkanie, które Indiana wygrała 93-78. W tym momencie na dwa kolejne mecze rywalizacja przenosiła się do Amway Center, co ponownie obudziło nadzieje kibiców Magic. Te jednak zostały szybko ostudzone przez Pacers, którzy najpierw rozgromili gospodarzy róznicą 23 pkt, a następnie wygrali po dogrywce, mimo że Magic w czwartej kwarcie odrobili aż 19 oczek straty. Przy stanie rywalizacji 1-3 zawodnicy obu drużyn ponownie wracali do Indianapolis, jak się okazało - na ostatni mecz serii. Jeszcze przed ostatnią kwartą Magic prowadzili różnicą 2 pkt, ale w finałowej części rywale zdobyli aż o 20 pkt więcej i ponownie rozgromili Orlando 105-87, kończąc tą serię wynikiem 4-1.

To nie był udany sezon dla Orlando Magic. Kontuzje, zamieszanie z Howardem, to wszystko podziałało destrukcyjnie na drużynę. Magic po raz drugi z rzędu zakończyli sezon na I rundzie playoffs, a to na pewno wielkie rozczarowanie, które zapowiadało wielką przebudowę podczas offseason...

▲ Ukryj ▲
(24) Sezon 2012/13
Bilans: 
20 - 62 (0.244)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Jacque Vaughn
 | 
Sezon 2012/13 dla Orlando Magic będzie postrzegany i kojarzony, jako pierwszy po odejściu Dwighta Howarda. Latem, przed rozpoczęciem sezonu, w drużynie doszło do wielkich zmian. Zaczęło się 21 maja 2012 roku, kiedy to z drużyną pożegnali się trener Stan Van Gundy oraz general manager Otis Smith. Dokładnie miesiąc później zarząd drużyny znalazł następcę Smitha, powierzając tę posadę Robowi Henniganowi - dotychczasowemu asystentowi Sama Prestiego w Thunder. Hennigan tym samym został najmłodszym GMem w lidze. Pierwszą ważną decyzją jaką nowy zarządzający decyzjami personalnymi w Magic musiał podjąć, był wybór trenera. I tak kolejny miesiąc i tydzień później nowym head coachem drużyny ze środkowej Florydy został Jacque Vaughn - dotychczasowy asystent Gregga Popovicha w Spurs. Co ciekawe - również on stał się tym samym najmłodszym w lidze na swoim stanowisku.

Czytaj więcej...
Jeszcze zanim Hennigan wybrał nowego trenera, dokonał dwóch mało spektakularnych ruchów, których można było się spodziewać. Najpierw młody GM podpisał nowy, 3-letni kontrakt z Jameerem Nelsonem, a następnie wymienił do Hornets Ryana Andersona na zasadzie sign-and trade, w zamian za Meksykanina grającego na pozycji środkowego - Gustavo Ayona. Najważniejszą i najtrudniejszą sprawą do rozwiązania było jednak zakończenie trwającego od kilku miesięcy "Dwightmare". Howard od dłuższego czasu mówił wszem i wobec, że nie chce już grać dla Magic i drużyna miała dwie opcje - zostawić go niezadowolonego na ostatni sezon kontraktu i patrzeć jak rok później zawodnik podpisuje z innym klubem, albo wymienić go do innej drużyny i zyskać kogoś w zamian.

10 sierpnia 2012 roku doszło do 4-stronnej wymiany (Magic, Lakers, Nuggets, Sixers), na mocy której szeregi Magic opuścili Dwight Howard, Earl Clark, Chris Duhon (wszyscy do Lakers), a także Jason Richardson (do Sixers). Do Orlando trafili natomiast Arron Afflalo, Al Harrington (obaj z Nuggets), drugoroczniak Nikola Vucevic i debiutant Maurice Harkless (obaj z Sixers). Innymi kluczowymi postaciami, jakie zmieniły barwy klubowe byli Andre Iguodala (z Sixers do Nuggets) i Andrew Bynum (z Lakers do Sixers). Magic pozyskali także przyszłościowe wybory w drafcie. Przed rozpoczęciem sezonu Magic podpisali jeszcze kontrakty z E'Twaunem Moore'm oraz DeQuanem Jonesem, a w drafcie nasi ulubieńcy wybrali dwóch silnych skrzydłowych - Andrew Nicholsona i Kyle'a O'Quinna.

Totalnie zmieniona drużyna Orlando Magic przystępowała do sezonu 2012/13, którego hasłem przewodnim dla organizacji było "WE WILL.", jako jeden z kandydatów do uplasowania się na ostatnim miejscu w lidze. Większość dziennikarzy związanych z NBA nie dawała ekipie z O-Town najmniejszych szans na osiągnięcie dobrego bilansu na koniec rozgrywek. Dlatego dwa zwycięstwa na początek (z Nuggets i Suns) były ogromnym zaskoczeniem. W kolejnych spotkaniach nie było już tak dobrze, jednak nasi ulubieńcy ponownie złapali wiatr w żagle, a dwa zwycięstwa z Warriors były kolejnym miłym zaskoczeniem i po 25 spotkaniach Magic mieli zaskakująco dobry bilans 12-13.

Od tego momentu do końca sezonu nasi ulubieńcy wygrali zaledwie... 8 spotkań, aż 49 razy schodząc z parkietu w roli pokonanych. Magic ani razu w tym czasie nie wygrali 2 spotkań pod rząd i zakończyli sezon, jak się początkowo spodziewano, na ostatnim miejscu w całej lidze, z bilansem 20-62. Jest to drugi najgorszy wynik w historii całej organizacji, gorszy drużyna z Orlando zanotowała tylko w pierwszym sezonie w lidze (18-64). Co więcej, ekipa ze środkowej Florydy ustanowiła nowy, niechlubny rekord NBA, pod względem ilości oddawanych rzutów wolnych - zaledwie 16,57 prób na mecz.

W trakcie trwania sezonu, na minuty przed trade deadline, doszło do jeszcze jednej kluczowej wymiany z udziałem Magic. Szeregi drużyny z O-Town opuścił wieloletni ulubieniec kibiców - J.J. Redick (a mówiąc ścieślej - jego kończący się kontrakt), który wraz z Gustavo Ayonem i Ishem Smithem został wymieniony do Milwaukee Bucks w zamian za Tobiasa Harrisa, Beno Udriha i Dorona Lamba. Początkowe komentarze pod kątem Hennigana nie były zbyt pozytywne, wszystko zmieniło się jednak w dalszej części sezonu, bo okazało się, że drugoroczniak - Tobias Harris, w Orlando wniósł swoją grę na zupełnie inny poziom i stał się kluczowym graczem Magic.

Pod względem wyników sezon 2012/13 był dla Orlando zupełnie nieudany, jednak wpływ na to miały na pewno kontuzje kluczowych graczy jak Afflalo, Davis czy Nelson. Żaden z nich nie dograł sezonu do końca, Davis rozegrał zaledwie 34 mecze, Nelson 56, zaś Afflalo 64. To dało jednak szansę rozwoju młodym graczom, z usług których trener Vaughn bardzo chętnie korzystał. Najlepszym z nich był Harris, który po przeprowadzce do Orlando notował średnio 17,3 pkt/m, 8,5 zb/m oraz 1,4 bl/m. Także Harkless, który w pierwszej części sezonu był zupełnie pomijany w ofensywie, zakończył sezon jako jeden z młodych liderów Magic, a jego statystyki z całego sezonu to 8,2 pkt/m i 4,4 zb/m.

Największym pozytywnym zaskoczeniem można jednak bez wątpienia uznać Nikolę Vucevica. Czarnogórzec zakończył sezon jako drugi zbierający w lidze (11,9 zb/m), a także trzeci w ilości double-double (46). W sylwestrowym spotkaniu przeciwko Miami Heat został także rekordzistą Magic pod względem ilości zbiórek w jednym spotkaniu - 29. Do tego młody środkowy zdobywał średnio 13,1 pkt/m i był jednym z zawodników, którzy poczynili największe postępy w stosunku do poprzedniego sezonu. Debiutanci wybrani bezpośrednio przez Magic także zaprezentowali się bardzo przyzwoicie, Nicholson który dał się poznać jako świetny strzelec z półdystansu notował 7,8 pkt/m i 3,4 zb/m, a O'Quinn mimo niewielkiej ilości minut jakie spędzał na parkicie zdobywał 4,1 pkt/m i 3,7 zb/m, oraz został wyróżniony przez drużynę nagrodą Hustle Player of the Year. Vucevic i Nicholson byli także jedynymi reprezentantami Magic podczas All-Star Weekend, obaj zagrali w meczu debiutantów z drugoroczniakami.

Weterani także zaprezentowali się dobrze, choć jak już było wspomniane - nie oszczędzały ich kontuzje. Afflalo zdobywał średnio 16,5 pkt/m, Nelson osiągnął rekordowe 7,4 as/m, zaś Davis notował solidne 15,1 pkt/m i 7,2 zb/m.

Drugi najgorszy bilans w historii organizacji i najgorszy bilans w NBA w sezonie w normalnych okolicznościach nie napawałyby optymizmem. W drużynie Orlando Magic jest jednak bardzo wiele optymizmu i co więcej - jest on uzasadniony. Młody trener i GM pokazali już swoje nastawienie i próbkę umiejętności, Magic mają największą szansę na nr 1 w drafcie, mają solidnych mlodych graczy, krótych wypowiedzi i postawa mogą tylko cieszyć. Magic są na dobrej drodze by ich przebudowa zakończyła się sukcesem. WE WILL.

▲ Ukryj ▲
(25) Sezon 2013/14
Bilans: 
23 - 59 (0.280)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Jacque Vaughn
 | 
Kampania 2013/14 była dla Magic drugim z rzędu sezonem przebudowy, a co za tym idzie - drugim z rzędu sezonem, w którym niekoniecznie o wygrywanie chodzi. Filozofia rebuildingu wyznawana przez Roba Hennigana jest prosta - oprzeć ten proces o młodych graczy, głównie z draftu. GM Magic zaczął wdrażać swój plan już podczas draftu 2013, Magic wylosowali drugi numer, z którym wybrali Victora Oladipo - świetnego rzucającego obrońcę z Indiana University, który przebojem wdarł się do czołówki tego naboru. Gracz ten jeszcze wtedy nie wiedział, że Hennigan i trener Vaughn przeprowadzą eksperyment, polegający na przystosowaniu go do gry na pozycji rozgrywającego. W drugiej rundzie draftu Magic wybrali Romero Osby'ego, jednak on nie znalazł się w składzie na regular season.

Czytaj więcej...
Dołączenie do drużyny Oladipo było przed sezonem najważniejszą zmianą kadrową, bo przecież nie nazwiemy taką podpisania kontraktu z Jasonem Maxiellem, Ronniem Pricem czy Solomonem Jonesem. Pierwszy mecz dla debiutanta Orlando był wyjątkowy, bo Magic grali na wyjeździe w Indianapolis. Oladipo, gdy pojawił się na parkiecie, dostał owacje na stojąco. Magic przegrali choć do pewnego momentu walczyli dzielnie. Podobnie było dzień później, gdy nasi ulubieńcy przegrali dopiero po dogrywce w Minneapolis. Trzy kolejne spotkania odbyły się w Amway Center i Magic wygrali kolejno z Pelicans, Nets i Clippers. Porażki na wyjeździe, zwycięstwa w domu - 5 pierwszych spotkań było doskonale oddającą resztę sezonu zapowiedzią...

Przegrywanie na wyjazdach stało się domeną Magic, choć ogółem nie notowali oni zbyt wielkich serii porażek, jak na drużynę "walczącą" o dolne miejsca w tabeli. Najdłuższą taką serią w sezonie było 10 przegranych pod rząd, pod koniec sezonu zdarzyło się także 9 przegranych spotkań, ale trzeba pamiętać, że po piętach Magic deptało kilka drużyn walczących również o jak największe szanse na pick nr 1 w drafcie. Bilans jaki Magic zanotowali na wyjeździe to 4-37, najgorszy w historii klubu. Dotychczas najgorszym bilansem poza własną halą był wynik 6-35, jaki klub z O-Town zanotował w pierwszym sezonie organizacji w NBA - 1989/90.

W domu naszym ulubieńcom szło dużo lepiej i bilans 19-22 wygląda naprawdę przyzwoicie. Z resztą nie tylko bilans, najbardziej spektakularnym dla Magic momentem w sezonie były zwycięstwa w ten sam weekend z dwiema drużynami z najlepszymi bilansami w lidze - Thunder i Pacers. Oba spotkania odbyły się w Amway Center, były niesamowicie wyrównane i zakończyły się 1-punktowymi zwycięstwami Magic, a akcja dająca zwycięstwo z Thunder, w której to Oladipo w niesamowity sposób wywalczył piłkę po niecelnym rzucie rywali, a Harris zakończył akcję wsadem równo z końcową syreną, była jednym z najpiękniejszych momentów dla kibiców Orlando w tym sezonie.

Ciekawych wydarzeń było jednak więcej, jednym z nich był mecz pomiędzy Magic i Sixers 3 grudnia, który zakończył się porażką Orlando po 2 dogrywkach, a Oladipo i Carter-Williams zapisali się w historii NBA jako dwaj debiutanci, którzy zaliczyli przeciwko sobie triple-double w jednym spotkaniu. Dogrywki nie były naszym ulubieńcom obce, podobnie jak we wspomnianym wyżej meczu, 2 dogrywek wymagało rozstrzygnięcie starcia z Knicks w Amway Center 21 lutego, tym razem Magic wygrali, w czym wielka zasługa Oladipo, który zagrał kolejne świetne spotkanie i do drugiego triple-double w karierze zabrakło mu 1 zbiórki. To wszystko na żywo w Amway Center oglądał nasz redakcyjny kolega - Magic42. Jeszcze ciekawiej było 15 stycznia gdy do wyłonienia zwycięzcy starcia z Bykami potrzebne były aż 3 dogrywki. Ostatecznie to rywale wyszli z tej batalii zwycięsko, jednak "big ball dance" Nelsona po celnym rzucie dającym remis w końcówce meczu, to podobnie jak akcja Harrisa - jeden z najfajniejszych momentów tego sezonu. Kto nie widział – polecam poszukać na youtube.

Rozgrywki 2013/14 były dla Magic jubileuszowymi, 25. rozgrywkami w NBA. Z tej okazji władze klubu sprawiły kibicom dwie niespodzianki. Pierwszą z nich był powrót do alternatywnych strojów retro - czarnych trykotów z białymi pasami, w których drużyna Orlando rozgrywała swoje mecze wyjazdowe na początku istnienia. Stroje te przez wiele osób są uznawane za jedne z najlepszych w historii i trudno się z tym nie zgodzić. Druga niespodzianka to "Legends Nights" czyli uhonorowanie najważniejszych ludzi (głównie graczy lecz nie tylko) związanych z drużyną ze środkowej Florydy. Kolejno wyróżnieni zostali: Tracy McGrady, Nick Anderson, Jim Hewitt, Pat Williams, Dennis Scott, Pat Garrity, Horace Grant, Bo Outlaw, John Gabriel, Jeff Turner, Sam Vincent, Penny Hardaway, Darrell Armstrong i Grant Hill. Zaproszenia otrzymali podobno także Shaq O'Neal i Scott Skiles, lecz odmówili z powodu napiętych kalendarzy... Każdemu z uhonorowanych, w przerwie spotkań w Amway Center zostały wręczone pamiątkowe obrazy, a następnie mieli oni przyjemność komentowania meczu razem z Jeffem Turnerem i Davidem Steele i powspominania czasu spędzonego w Orlando Magic.

Z punktu widzenia wyników sezon był oczywiście totalnie nieudany. Magic zanotowali bilans 23-59, poprawiając ten z zeszłego sezonu zaledwie o 3 zwycięstwa. Od czasu gdy Howard opuścił szeregi Orlando, a władzę w drużynie objął Rob Hennigan, Magic mają bilans 43-121 (0.262). Sezon 2013/14 nasi ulubieńcy zakończyli na 3. od końca miejscu w lidze, co oznacza ponad 15% szans na wylosowanie 1. numeru w drafcie, a w najgorszym razie gwarantuje numer 6. Dodatkowo Magic będę mieć też drugi pick z loterii pozyskany z Knicks za pośrednictwem Nuggets (jeden z picków z wymiany Howarda). Co prawda szanse na to, że będzie to topowy pick wynoszą poniżej 1%, ale nawet wybór na początku drugiej dziesiątki w mocnym drafcie (a za taki jest uznawany draft 2014) będzie świetną szansą na dodatkowe wzmocnienie drużyny.

Najlepszym strzelcem Magic w sezonie okazał się Arron Afflalo, który był w życiowej formie - 18,2 pkt/m, 3,6 zb/m, 3,4 ast/m, 42,7% za 3. Świetnie karierę w NBA zaczął Victor Oladipo - 13,8 pkt/m, 4,1 zb/m, 4,1 ast/m, 1,6 prz/m. A gdybyśmy chcieli przyznać nagrodę dla zawodnika Magic, który poczynił największe postępy, niewątpliwie zasłużyłby na nią Kyle O'Quinn, drugorundowy wybór Magic z draftu 2012, który stał się podstawowym zawodnikiem w rotacji Vaughna i notował 6,2 pkt/m, 5,3 zb/m i 1,3 blk/m. O'Quinn to także jeden z tych graczy, którzy na boisku zostawiają całe serce, w końcówce sezonu na stałe zagościł on w wyjściowym składzie.

W trakcie sezonu wiele osób zastanawiało się, czy Magic nie skorzystają z szansy pozyskania młodych graczy z innych drużyn wymieniając któregoś z weteranów. Najwięcej mówiło się, że barwy klubowe przed lutowym trade deadline zmienić mogą Afflalo, Davis i Nelson. Hennigan cierpliwie czekał na dobre propozycje, ale takowe się nie pojawiły i GM nie dokonał żadnej wymiany. Jednak chwilę po zamknięciu okienka transferowego dokonał on innego zaskakującego ruchu - wykupił kontrakt Glena Davisa. Wcześniej podobnie postąpił z umową Hedo Turkoglu, co oznaczało, że ze składu, który w 2009 roku dotarł do finału, w drużynie pozostał tylko Jameer Nelson.

To był kolejny ciężki sezon dla kibiców, szczególnie ciężko oglądało się mecze wyjazdowe, w których Magic czasem nawet nie starali się walczyć o zwycięstwo. Ale taka jest rola prawdziwego kibica, by być z drużyną na dobre i na złe. Wszyscy liczymy na duże wzmocnienie drużyny w tegorocznym drafcie, Hennigan będzie też dysponował miejscem w salary, by w tym lub przyszłym sezonie podpisać wolnego agenta. Cytując jednego z dziennikarzy Orlando Sentinel - "Nadszedł czas by zacząć oceniać Magic za ilość zwycięstw, a nie ilość piłeczek ping-pongowych". Oby tak było już w kolejnych rozgrywkach, bo ilość kibiców w Amway Center znacznie ostatnio spadła, a oglądalność meczów Magic w TV także leci na łeb na szyję. Czas zacząć walczyć o playoffs! WE WILL.

▲ Ukryj ▲
(26) Sezon 2014/15
Bilans: 
25 - 57 (0.305)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Jacque Vaughn
James Borrego
 | 
Magic przystąpili do sezonu 2014-15 zupełnie odmienieni. Ponad połowę składu stanowili nowi gracze, aż 8 z 15 zawodników nie było w drużynie jeszcze sezon wcześniej. W wymianie za Arrona Afflalo Hennigan pozyskał z Denver Evana Fourniera, czterech graczy przyszło jako wolni agenci - Channing Frye, Ben Gordon, Willie Green oraz Luke Ridnour, a w drafcie Magic pozyskali trzech młodych zawodników - Aarona Gordona, Elfrida Paytona i Roya Devyna Marble'a. Można było się zastanawiać czy ten skład pozwoli naszym ulubieńcom awansować do playoffs. Opinie były podzielone, za przemawiał fakt, że GM Orlando zebrał mieszankę młodości i doświadczenia, a także słabość Konferencji Wschodniej, przeciw przemawiał brak zgrania i doświadczenia, a także brak postępów pod wodzą Jacque'a Vaughna.

Czytaj więcej...
Dość szybko okazało się, że rację mieli sceptycy, a marzenia kibiców, którzy widzieli swoich ulubieńców w meczach posezonowych znów musiały zostać odłożone na półkę. Magic zaczęli od bilansu 0-4, pierwsze zwycięstwo odnieśli przeciwko drużynie, której skład wyglądał jak z D-League - Sixers, lecz potrzebowali do tego game-winnera Tobiasa Harrisa równo z końcową syreną. Kilka zwycięstw ze słabszymi drużynami dało drużynie z O-Town bilans 6-8 po 14 grach, który w zasadzie nie był taki zły. Później było już niestety tylko gorzej... Kolejne serie porażek sprawiały, że nadzieje na awans do playoffs topniały z dnia na dzień, choć dzięki temu, że Konferencja Wschodnia była w tym roku bardzo słaba - matematyczne szanse wciąż były.

Choć gra Orlando nie zachwycała, koszykarski świat coraz baczniej przyglądał się jednemu z debiutantów Orlando. I wcale nie chodzi tu o wybranego z 4. numerem Gordona, lecz o wybranego z 10. pickiem Elfrida Paytona - człowieka z jedną z najciekawszych fryzur w lidze. Payton poczynił duże postępy w trakcie trwania sezonu, początkowo wyglądał jakby nigdy nie rzucał piłką do kosza, pudłował seryjnie osobiste, nie mówiąc już o rzutach z półdystansu czy dystansu. W pewnym momencie dodał jednak do swego arsenału floatery, z których zaczął regularnie korzystać. W końcówce sezonu poprawił także osobiste i często wyglądał jak lider swojej drużyny, co więcej - jako jedyny w teamie wystąpił we wszystkich 82 spotkaniach, w których zanotował średnie 8,9 pkt, 6,5 ast, 4,3 zb i 1,7 prz na mecz. Zwieńczeniem jego debiutanckiego sezonu były dwa z rzędu triple-double zanotowane w marcu, co jest pierwszym tego typu wyczynem debiutanta od 1997 roku, gdy podobnej sztuki dokonał Antoine Walker. Aaron Gordon miał mniej spektakularny pierwszy sezon w lidze, a do tego prawie połowę spotkań opuścił z powodu urazu stopy. Popisał się kilkoma efektownymi wsadami i co ciekawe - trafił 13 razy za 3, to dobry prognostyk.

Dobra gra i rozwój Paytona nie wpływały na wyniki drużyny. Im dalej w sezon, tym więcej zaczęło się mówić o tym, że Jacque Vaughn nie radzi sobie jako head coach. Aż w końcu stało się - na początku lutego trener Orlando stracił pracę w momencie, gdy bilans Magic wynosił 15-37. Rob Hennigan postanowił nie szukać od razu docelowego trenera i dał szansę głównemu asystentowi - Jamesowi Borrego, który prowadził Magic do końca sezonu i zanotował bilans znacznie lepszy od Vaughna - 10-20. Drużyna z O-Town skończyła sezon z bilansem 25-57 co było piątym najgorszym wynikiem w lidze. Nie brakowało jednak fajnych momentów w czasie trwania sezonu...

Wspomniany wcześniej game-winner Harrisa nie był jego jedynym w tym sezonie, nie był też najważniejszy. Zdecydowanie więcej wart był ten przeciwko Atlancie, z którą Magic grali dwa spotkania z rzędu. Pierwsze - przegrali minimalnie, drugie było bardzo wyrównane, a na 3 sekundy do końca Jastrzębie na 1-punktowe prowadzenie wyprowadził Korver. Ostatnie słowo należało jednak do Harrisa, położył on obrońcę na parkiecie i trafił z wyskoku na zwycięstwo. To były najjaśniejsze momenty Tobiasa w tym sezonie...

Harris wspólnie z Oladipo i Vucevicem mieli być liderami Magic. I byli, chociaż Harris z tej trójki był najmniej widoczny, chyba że mówimy o jego seryjnych faulach w ataku popełnianych często w kontrach, które powinny się zakończyć łatwymi punktami. Średnie ponad 17 pkt i 6 zb na mecz nie są złe, ale od Tobiasa oczekiwano więcej. Oladipo poczynił spore postępy rzutowe od debiutanckiego sezonu, coraz częściej trafiał zza łuku (34%), był świetny na linii osobistych (82%) i choć opuścił początek sezonu z powodu kontuzji, rozkręcał się w trakcie jego trwania. Najważniejszy dla niego będzie sezon gdy Magic na poważnie włączą się do walki o playoffs, ale fakt, że poczynił takie postępy daje nadzieje, że poczyni kolejne. Występ i drugie miejsce w Konkursie Wsadów były również bardzo przyjemne dla kibiców. Trzecim z liderów, choć najbardziej regularnym i solidnym był Vucevic. Środkowy w kolejnym sezonie zaliczył średnie na poziomie double-double (19,3 pkt, 11,9 zb na mecz) i gdyby wyniki drużyny były lepsze, prawdopodobnie wystąpiłby w All-Star Game. Był najlepszym punktującym i zbierającym drużyny pokazując, że kontrakt jaki dostał przed sezonem był bardzo opłacalnym ruchem.

Nowi zawodnicy radzili sobie w kratkę, bardzo dobrze w drużynę wpasował się Fournier, który szczególnie początek sezonu miał dobry i wydaje się, że jeszcze nie raz będziemy się emocjonować jego trójkami i wejściami pod kosz. Zawiódł za to Channing Frye, szczególnie że był w tym sezonie najlepiej zarabiającym graczem Magic. Nie bronił, rzucał z gry na skuteczności poniżej 40%, a statystyki 7,3 pkt i 3,9 zb na mecz to zdecydowanie za mało jak na zarobki powyżej 8 mln $ za sezon. Ben Gordon, Willie Green, Luke Ridnour - ci gracze nie odegrali zbyt dużej roli, mieli kilka przebłysków i to wszystko. Regres zanotowali Q'Quinn, Harkless i Nicholson, każdy z nich miał problem ze zdobycie zaufania trenera i czasu na parkiecie i ich przyszłość w Orlando stoi pod znakiem zapytania.

Magic trzeci sezon z rzędu zakończyli w piątce najgorszych drużyn w lidze. Były nadzieje na walkę o playoffs, skończyły się one szybciej niż można było się spodziewać. Przed drużyną z O-Town kolejny draft, który może dać drużynie kolejnego młodego i solidnego zawodnika. Najdłuższa absencja Magic w playoffs w całej ich historii to 4 sezony, w tym momencie za nimi już 3 takie kampanie. Czas by w przyszłym sezonie to zmienić, bo cierpliwość kibiców się kończy. Nowy trener, draft, wolni agenci - przed Robem Henniganem dużo pracy w offseason. Od początku swej przygody w Orlando mówi on, że zależy mu na zbudowaniu dobrej drużyny na lata, nie na kilka sezonów. Oby etap zdecydowanej poprawy wyników nastąpił już w przyszłym sezonie.

▲ Ukryj ▲
(27) Sezon 2015/16
Bilans: 
35 - 47 (0.427)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Scott Skiles
 | 
Nasze wspomnienia zaczynamy w preseason. Był to okres bardzo udany, gdyż jak się spodziewano po fantastycznej lidze letniej, Magic pokazali nową twarz pod wodzą trenera Skilesa. Magicy rozpoczęli mecze przedsezonowe od porażki z Hornets. Mecze z drużyną Michaela Jordana, będącą na podobnym etapie budowania drużyny przez cały sezon były bardzo emocjonujące. To właśnie zespół z Charlotte był tym z którym lądowaliśmy w przysłowiowym „ jednym worze”. Hornets w tym sezonie ewidentnie z tego worka wyskoczyli, w przeciwieństwie do nas. Potem przyszedł czas na pierwsze zwycięstwo Skilesa jako trenera Magic. Miało to miejsce w spotkaniu z Miami Heat. Następnie zaliczyliśmy małą wpadkę z Pacers, jednak potem byliśmy niepokonani przez następne sześć spotkań.

Czytaj więcej...
Początek sezonu był dla nas wyjątkowo trudny. Eksperci mówili, że Magic mogą przegrać pierwsze sześć spotkań, a szanse na zwycięstwo mieli mieć dopiero w meczu z 76ers. Magic pokazali jednak niesamowity charakter i zamiast przewidywanego blowoutu na początek, po pierwszych siedmiu spotkaniach mieli bilans 3-4. Później gracze z Orlando przystąpili do walki o długo wyczekiwany dodatni bilans. Magicy jak lwy walczyli na boisku w każdym meczu i choć nie zawsze udawało się wygrać to było widać niesamowite zaangażowanie naszych zawodników. W ostatni dzień grudnia odnieśliśmy pierwszy większy sukces pod wodzą trenera Skilesa. Po zwycięstwie nad Bostonem cieszyliśmy się z uzyskania dodatniego bilansu 9-8. Lokomotywa o nazwie Orlando Magic nabierała rozpędu i choć wagonów z problemami nam nie brakowało, dopóki odnosiliśmy zwycięstwa nikt o tym nie mówił. Magic grali bardzo przewidywalnie. Łatwo było ocenić ich szanse na zwycięstwo w danym meczu. Mówiąc wprost wygrywali to co mieli wygrywać, a przegrywali to co musieli przegrać. Stawiali opór nawet najlepszym drużynom ligi, które często potrzebowały dogrywki, żeby z nami wygrać.

Problemy które uwidoczniły się już na początku sezonu, to brak lidera na boisku i nierówna dyspozycja zawodników. Cała liga przecierała oczy ze zdumienia gdy Skiles posadził na ławce Oladipo, a do gry w pierwszej piątce zaprosił Frye’a. Channing co prawda czasu spędzonego na boisku nie przekładał w żaden sposób na statystyki, ale układ z nim grającym od pierwszych minut przyniósł nadspodziewane efekty. Kolejnym problemem była dyspozycja Tobiasa Harrisa, który z nowym kontraktem miał być podstawą i liderem zespołu. Tym czasem Harris nie odnalazł się wśród taktyk Skilesa i bardzo męczył się na boisku. Niestety kolejnym kłopotem Magików był rookie Mario Hezonja, którego bardzo szybko określiliśmy bustem. Fakt, Hezonja momentami grał na poziomie Marble’a, a dawanie mu minut w meczach, które musieliśmy wygrywać było strzałem w kolano. Trener Skiles na wszelkie niedoskonałości reagował tylko kosmetycznymi poprawkami, a wątpliwości rozwiewał dobrymi wynikami drużyny. Na koniec roku 2015 Magic wyskoczyli na rewelacyjny bilans 19 – 13. Myślami byli już w PlayOffach, jednak o tym co wydarzyło się później opowie wam już skrzatos.

Teraz przejdziemy do tej najmniej przyjemnej części rozgrywek 2015/16. Niestety od bilansu 19-13 zaliczyliśmy ogromny kryzys i poprzez przegranie aż 30 z kolejnych 40 meczów pogrzebaliśmy szanse na to, by po kilku latach przerwy awansować do PlayOffs. W tym okresie zaliczyliśmy kilka serii kiedy to przegrywaliśmy mecz za meczem. Najbardziej bolesne było 8 porażek z rzędu oraz inna seria kiedy to nie mogliśmy odnieść zwycięstwa od 6 spotkań. Najbardziej dotkliwymi były te przeciwko Cavs, z którymi od dwóch sezonów kompletnie sobie nie radzimy, blowout w Detroit, przegrana na własnym parkiecie z 76ers oraz ogromne lanie od Portland w Oregonie. To wszystko trwało prawie 3 miesiące… zaczęło się 1. stycznia 2016r w Waszyngtonie, a skończyło 25. marca na Florydzie w Miami.

30 porażek – średnio różnicą 11.2 pkt wyglądały naprawdę słabo jak na ekipę, która miała próbować osiągnąć dodatni bilans w Regular Season. W styczniu wygraliśmy tylko 2 z 14 rozegranych spotkań, w lutym było już nieco lepiej bo na 12 meczów „tylko” 7-krotnie schodziliśmy z parkietu pokonani. Do zakończenia tej katastrofalnej serii 10-30, w marcu przegraliśmy jeszcze 11 z 14 spotkań pokonując tylko Nuggets, Kings i Bulls. W naszej grze coś się zacięło, a zaangażowanie i „życie meczem” Skilesa gdzieś zniknęło. Pamiętam jak na początku sezonu potrafił praktycznie cały mecz praktycznie stać i reagować na to co dzieje się na parkiecie, a w dalszej części rozgrywek były spotkania kiedy to praktycznie całe 48 minut przesiedział na krzesełku…

Ostatni okres w sezonie Magic nazwał bym przełamaniem. 25. marca Magic zakończyli ostatnią w tym sezonie serię porażek, zwycięstwem nad Bulls. Do końca miesiąca obserwowaliśmy krótki run w postaci trzech zwycięstw z rzędu, natomiast w kwietniu nasi zawodnicy przeplatali na przemian zwycięstwa z porażkami. Był to okres gdzie graliśmy o tzw „złote kalesony”, gdyż szanse na Playoffy dawno już przepadły. Skład Magic w poszczególnych meczach był bardzo zróżnicowany, a Skiles po prostu testował nowe warianty zestawiania zawodników na boisku. Stąd też występy Vucevica z ławki, czy pozwolenie na grę Dedmonowi.

Kolejny sezon który zakończył się dla nas przedwcześnie, mamy już za sobą. W obliczu ostatnich informacji o odejściu trenera Skilesa, nie sposób powstrzymać się od zrzucenia winy na trenera. Na szukanie winnych przyjdzie jeszcze czas, natomiast teraz przyjrzyjmy się zawodnikom, a konkretnie dwóm: najlepszemu i najgorszemu.

Orlando Magic 2015/2016 Best Player ------ Nikola Vucević 18.2 PPG, 8.8 RPG, 1.1 BLK– najsolidniejszy, najrówniejszy, niemalże niezawodny, świetny gracz za rozsądną cenę. Nasz center rozegrał kolejny świetny sezon. Jego game-winnery na zawsze wpiszą się do historii naszego klubu. Warto wspomnieć, że Vucević osiągnął swoje statystyki przy dość skromnym wsparciu kolegów. Trafiał z półdystansu, z pomalowanego, z osobistych, a nawet za 3. Poprawił obronę i grę fizyczną. Vooch zalicza stały progres więc myślę, że można spokojnie uznać go za najlepszego zawodnika sezonu i liczyć na niego w przyszłych latach.

Orlando Magic 2015/16 Worst Player ------ C.J. Watson 4.3 PPG, 2 RPG, 2.7 APG – niestety kontuzja rozsypała mu cały sezon. Gracz, który mieliśmy nadzieję, że będzie solidnym wsparciem z ławki, a może nawet naszym szóstym graczem rozegrał tylko 33 spotkania w każdym średnio po 19.9 min. CJ trafiał tylko 34% z gry, w tym słabiutkie 29.2 zza łuku. Miejmy nadzieję, że przyszłe rozgrywki w jego wykonaniu będą o wiele bardziej udane.

Nasz już były trener osiągnął z tym zespołem o 10 zwycięstw więcej niż mieliśmy w poprzednim Regular Season. Poprawił nieco ofensywę, która była skuteczniejsza o 8 punktów procentowych niż sezon wcześniej (z 37.5 na 45.5%), dzięki czemu notowaliśmy 102.1 pkt/m (95.7 w 14/15). Na mecz traciliśmy średnio 103.7 (-1.6), ale i tak ten zespół pod wodzą Scotta miał szansę się rozwijać jeśli tylko ten by nie zrezygnował. Wiadomo, że wzmocnienia są nam jeszcze potrzebne i jesteśmy jednego all-stara (aż jednego) od gry w PlayOffs.

▲ Ukryj ▲
(28) Sezon 2016/17
Bilans: 
29 - 53 (0.354)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Frank Vogel
 | 
Lato 2016 zaczęło się dla Orlando Magic już w maju kiedy to z posady trenera zrezygnował Scott Skiles. Podobno trener nie mógł się dogadać z GMem w kwestii pozycji rozgrywającego, a konkretniej - tego czy Elfrid Payton ma być "PG of the Magic future". Tydzień po rezygnacji Skilesa na ławkę trenerską Orlando zasiadł Frank Vogel, z którym nieco wcześniej kontraktu nie przedłużyła ekipa Indiany Pacers. Trzeba przyznać, że zaczęło się nieźle.

Czytaj więcej...
W drafcie Magic mieli wybór nr 11. Wybrali Domantasa Sabonisa po czym... oddali go razem z Victorem Oladipo i Ersanem Ilyasovą do Oklahoma City Thunder w zamian za Serge'a Ibakę. Wiele hejtu wylało się za ten ruch na Roba Hennigana i ostatecznie faktycznie nie przyniósł on spodziewanych przez GMa rezultatów. W drugiej rundzie, z numerem 41, Magic wybrali środkowego Stephena Zimmermana.

Offseason przyniósł wiele zmian w składzie drużyny, w ramach wymiany za drugorundowy pick z Detroit pozyskany został Jodie Meeks, Devyn Marble został wymieniony za CJ-a Wilcoxa, a jako wolni agenci dołączyli do drużyny DJ Augustin, Bismack Biyombo, Jeff Green i Damjan Rudez. Skład wydawał się być skompletowany w dość chaotyczny sposób, ale wszyscy zgadzali się co do jednego - Magic z Ibaką, Biyombo i Gordonem będą mieć świetną obronę pod koszem.

Już pierwszy mecz sezonu okazał się wielkim rozczarowaniem. Magic przegrali wyraźnie derby Florydy i nie sama porażka martwiła najbardziej, ale styl gry Orlando. Mimo, że atak wyglądał bardzo chaotycznie, Magic zdołali zanotować bilans 3-3, a następnie 6-7. Im dalej w sezon tym bilans się pogarszał, choć niespodziewane zwycięstwa z Thunder czy Spurs dawały nadzieję, że drużyna ma duży potencjał.

Frank Vogel próbował różnych ustawień w pierwszej piątce by wyciągnąć z drużyny jak najwięcej, na pozycji rozgrywającego zmieniali się Payton z Augustinem, a pod koszem Vucevic wymieniał się miejscami z Biyombo w starting five. W drużynie wciąż jednak coś nie grało i o ile bilans 15-19 na koniec 2016 roku nie był tak zły jak chwilami gra teamu z O-Town, to po zmianie ostatniej cyfry w roku w kalendarzu zaczął się zjazd po równi pochyłej.

Od początku 2017 roku do momentu przerwy na All-Star Weekend Magic wygrali tylko 6 spotkań, ponosząc 18 porażek i marzenia o playoffach odeszły w zapomnienie. 14 lutego doszło do wymiany, w której Serge Ibaka powędrował do Toronto Raptors w zamian za Terrence'a Ross i 1-rundowy wybór w drafcie. Rob Hennigan tym samym przyznał się do tego, że sprowadzenie Ibaki nie wypaliło, a że był on na ostatnim roku umowy i trudno było się spodziewać, że będzie chciał pozostać na Florydzie - trade był jedyną słuszną opcją.

Po tej wymianie na swoją nominalną pozycję wrócił Aaron Gordon, który z Ibaką w składzie był wystawiany na SF. Po powrocie na PF zaliczył zdecydowaną poprawę w grze i po All-Star grał dużo lepiej, podobnie z resztą jak Payton, któremu zdecydowanie bardziej odpowiada szybsze tempo gry. Bilans 8-16 po Weekendzie Gwiazd nie jest imponujący, jednak styl gry i dyspozycja poszczególnych graczy uległy zdecydowanej poprawie.

Magic zakończyli sezon z bilansem 29-53, który był ogromnym rozczarowaniem, a gra Orlando była na tyle zła, że plasowali się oni na samym dole tabeli jeśli chodzi o drużynowe statystyki zarówne ofensywne jak i defensywne. Pocieszeniem dla kibiców drużyny z O-Town nie był nawet występ Aarona Gordona w Konkursie Wsadów - zawodnik Magic miał tym razem pokazać, że odebranie mu zwycięstwa rok wcześniej było nieporozumieniem, jednak tym razem konkurs totalnie mu nie wyszedł, na co wpływ mogła mieć kontuzja, jakiej Aaron doznał krótko przed Weekendem Gwiazd.

Najlepszym strzelcem Magic w perspektywie całego sezonu był Fournier - 17,2 pkt/m, na tablicach brylował Vucevic - 10,4 zb/m, zaś podania najlepiej rozdawał Payton - 6,5 ast/m. Zawiódł Biyombo, na którego wielu liczyło, a on nie mógł odnaleźć w sobie energii jaką prezentował jeszcze jako gracz Raptors. Biz notował 6 pkt/m i 7 zb/m jednak nie był tak aktywny i przydatny w obronie jak się spodziewano.

To był piąty z rzędu sezon Orlando Magic bez playoffs - nigdy wcześniej nie zdarzyło się by drużyna z O-Town nie zameldowali się w rozgrywkach posezonowych przez 5 kolejnych lat. Przebudowa pod wodzą Roba Hennigana się nie udała i GM stracił swoją posadę zaledwie dzień po ostatnim spotkaniu tej kampanii. Magic zaczęli zaś poszukiwania nowych sterników, którzy mieli przejąć spaloną ziemię i podjąć próbę powrotu z Orlando Magic w górne rejony tabeli NBA.

▲ Ukryj ▲
(29) Sezon 2017/18
Bilans: 
25 - 57 (0.305)
 | 
Playoffs: 
brak
 | 
Trener: 
Frank Vogel
 | 
Jeff Weltman - to człowiek, który został wybrany by dać nowe nadzieje drużynie z O-Town. To właśnie Weltman został nowym zarządzającym Orlando Magic, na nowo powołanym stanowisku President of Basketball Operations. Do obsadzenia pozostawało stanowisko General Managera i tu wybór był również bardzo ciekawy, a nowym GMem teamu ze środkowej Florydy został John Hammond - dotychczasowy GM Bucks i niegdyś... szef Weltmana w Milwaukee.

Czytaj więcej...
Nowi sternicy Magic to szanowani w lidze i doświadczeni zarządzający, którzy dobrze znali NBA. Ich pierwszym zadaniem w Orlando było wybranie zawodnika z 6. pickiem w drafcie. Ich wybór padł na skrzydłowego z Florida State - Jonathana Isaaca, który wyróżniał się niesamowitym zasięgiem i wzrostem jak na gracza z pogranicza pozycji nr 3 i 4. W drugiej rundzie, z numerem 33, wybrano Wesa Iwundu - SFa z Kansas State.

Weltman od początku swojej pracy w Orlando powtarzał, że pierwszy sezon traktuje jako "evaluation year" i głównym celem na ten rok jest poznanie potencjału jaki drzemie w drużynie i jej poszczególnych zawodnikach. Mimo wszystko kibice liczyli, że Magic w końcu będą walczyć o coś więcej niż wysoki pick w kolejnym drafcie. Skończyło się jak zwykle, chociaż początek sezonu tak rozbudził nadzieje, że po kilkunastu pierwszych meczach niektórzy zastanawiali się czy Magic nie powalczą czasem o przewagę parkietu w playoffs. Skończyło się bez przewagi parkietu i nawet bez playoffs.

Wzmocnienia jakich dokonali Magic przed sezonem nie były spektakularne, ale były ciekawe. Na przyjaznym kontrakcie do drużyny dołaczył rozgrywający Shelvin Mack, jeszcze lepiej wyglądała umowa Jonathona Simmonsa, którego nie chcieli przedłużać w San Antonio, a jednoroczne umowy dostali weterani Marreese Speights i Arron Afflalo. W Europie z kolei Weltman wypatrzył kanadyjskiego środkowego - Khema Bircha. I tak pod wodzą tego samego trenera - Franka Vogela - Magic przystąpili do sezonu.

Na początek zwycięstwo z Miami, potem wtopa z Nets, ale chwilę później demolka Cavsów LeBrona na ich terenie. Po rewanżu na Nets i rozgromieniu Spurs nasi ulubieńcy mieli bilans 4-1!!! Kilka spotkań dalej było 6-2, a potem 8-4. Magic wygrywali, Gordon trafiał trójki jak szalony, "Czy to ten sezon?" - zastanawiali się kibice. Odpowiedź przyszła bardzo szybko w postaci 9 kolejnych porażek, a patrząc dalej - 20 porażek w 23 kolejnych meczach. Przed ASW bilans Orlando brzmiał 18-39, potem było nieudolne tankowanie i niepotrzebne zwycięstwo na koniec sezonu z Wizards (które jak się potem okazało - mogło kosztować Orlando... Lukę Doncica).

Jednym z niewątpliwych powodów takiego załamania formy ekipy ze środkowej Florydy były kontuzje. Jedynym graczem jaki wystąpił w komplecie spotkań Magic był Biyombo - co, patrząc na jego postawę, było marnym pocieszeniem. Sporo gier opuścili także Gordon, Fournier, Vucevic, Payton, prawie na cały sezon wypadł Ross, a debiutant Isaac wystąpił w zaledwie 27 meczach, a resztę czasu leczył skręconą kostkę.

Liderami drużyny byli Fournier, Gordon i Vucevic, który osiągnęli odpowiednio 17,8, 17,6 oraz 16,5 pkt na mecz. Gordon dodał do tego 7,9 zaś Vucevic 9,2 zb na mecz.

W trakcie trwania sezonu, tuż przed trade deadline, z drużyną pożegnał się Elfrid Payton, któremu kończył się kontrakt. Weltman uznał, że nie widzi rozgrywającego w planach na przyszłość i wymienił go do Suns za... 2-rundowy pick. Nowej umowy nie dostał również Mario Hezonja, co oznaczało zamknięcie pewnego rozdziału i początek budowania nowych Magic, czego ostatecznym dowodem było zwolnienie Franka Vogela i całego jego szatbu tuż po zakończeniu sezonu.

To był pierwszy sezon pod wodzą nowego managementu, sezon testowy, sezon prób i ocenienia potencjału jaki drzemie w drużynie, sezon z punktu widzenia wyniku zupełnie nieudany. Prawdziwe zmiany na lepsze i nowy start miały dopiero nadejść...

▲ Ukryj ▲
(30) Sezon 2018/19
Bilans: 
42 - 40 (0.512)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Toronto Raptors (1 - 4)
 | 
Trener: 
Steve Clifford
 | 
To był przełomowy sezon dla ekipy ze środkowej Florydy. Pierwszy awans do playoffs po 6 sezonach przerwy (najdłuższej w historii klubu), dodatni bilans i nowe nadzieje na lepszą przyszłość. Ale zacznijmy od początku.

Czytaj więcej...
Jeff Weltman przed sezonem miał do podjęcia dwie ważne decyzje - wybór nowego trenera oraz wybór zawodnika z 6. pickiem w drafcie. Poszukiwanie coacha trwało dość długo, a nowym dowodzącym drużyną został Steve Clifford, były trener Hornets, który miał już swoją przygodę w Orlando jako asystent Stana Van Gundy'ego gdy Magic w 2009 roku występowali w Finałach. W drafcie z kolei postawiono na kolejnego gracza z nisamowitym zasięgiem - Mohameda Bambę, centra z Texas University. Bamba to zawodnik z największą rozpiętością ramion w historii draftu. Offseason przyniósł też kilka wymian w Magic, a największą z nich było pozbycie się Biyombo w zamian za Jeriana Granta oraz 2 lata umowy Timofeya Mozgova. Na mocy mniej znaczącego ruchu szeregi Orlando zasilił też Jarell Martin z Grizzlies, a debiutancką umowę podpisał również wybrany w drugiej rundzie Melvin Frazier Jr.

Tak odświeżeni Magic przystępowali do 30. sezonu w historii klubu z nowym, okolicznościowym logo i odświeżonymi, niebieskimi strojami retro. Na początek, podobnie jak rok i dwa lata wcześniej, mieliśmy derby Florydy, wygrane z Miami 104-101 po zaciętym meczu. Później było dużo gorzej, a trudny terminarz spowodował, że w kolejnych 7 spotkaniach nasi ulubieńcy wygrali tylko raz. Na zwycięskie tory udało się wrócić na chwilę (8-8, 10-10) jednak już nieco za połową sezonu sytuacja i szanse na playoffs wyglądały dość marnie - 20-31.

I to właśnie wtedy nastąpił przełom. Ciężko powiedzieć czy miało to związek z trade deadline i zawodnikom takim jak Vucevic czy Fournier zeszło ciśnienie gdy okazało się, że nie zostali wymienieni, jednak kolejne 5 zwycięstw przed przerwą na All-Star Weekend przywróciło nadzieje, że ten sezon nie jest jeszcze stracony.

Jeśli chodzi o sam trade deadline - Jeff Weltman wykonał bardzo ciekawy deal, oddając Jonathona Simmonsa, 1-rundowy pick 2020 (pozyskany od Thunder, chroniony w TOP 20) oraz 2-rundowy pick 2019 (pozyskany od Cavs) w zamian za wybranego z 1. numerem draftu 2017 Markelle Fultza, walczącego z urazem ramienia. Fultz nie pojawił się jednak w koszulce Magic na parkiecie do końca sezonu, rehabilitując ramię i wracając do formy.

W Meczu Gwiazd nasi ulubieńcy mieli w końcu swoją reprezentację w postaci Nikoli Vucevica. Środkowy został wybrany jako rezerwowy, zagrał 12 minut i zaliczył w tym czasie 4 pkt i 5 zb.

Po Weekendzie Gwiazd miny kibiców teamu z O-Town nieco zrzedły, bo drużyna zaliczyła wpadki z takimi ekipami jak słabi Bulls, Knicks czy Cavs. Co ciekawe - Magic wygrywali w tym samym okresie z Raptors, Warriors czy Pacers. Mimo wszystko bilans 31-38 i chrapka na playoffy takich drużyn jak Heat czy Hornets, powodowały że wiele osób nie wierzyło, iż awans jest jeszcze możliwy. Magic mieli jednak zabójczy finisz sezonu! Wygrali kolejne 6 spotkań, a do końca przegrali już tylko 2-krotnie i z bilansem 42-40 zajęli 7. miejsce w Konferencji Wschodniej, co oznaczało dodatkowe mecze w kwietniu. Przeciwnikiem Orlando w pierwszej rundzie okazali się Toronto Raptors.

Seria zaczynała się oczywiście w Kanadzie, bo to Dinozaury miały przewagę parkietu. Pierwsze spotkanie zakończyło się sensacją - Magic pokonali gospodarzy po game-winnerze DJa Augustina, który zagrał jeden z najlepszych i najważniejszych meczów w karierze. Kolejne spotkania padły już jednak łupem faworyzowanych Raps, nie do zatrzymania byli Leonard i Siakam, a Vucevic został zupełnie wyłączony przez Marca Gasola. Magic nawiązali walkę jeszcze jedynie w meczu nr 3 gdzie do rywali brakło im 5 oczek, pozostałe spotkania to absolutna dominacja Toronto. Seria zakończyła się zwycięstwem ekipy z Kanady 4-1.

Mimo wszystko to był udany sezon dla Orlando Magic. Sam awans do playoffs był wielkim sukcesem, a wygranie pierwszego meczu w Toronto to dodatkowy smaczek dla kibiców i szkoda tylko, że nie udało się urwać jeszcze spotkania w Amway Center.

Liderem w sezonie zasadniczym był Nikola Vucevic, który zaliczył najlepszy sezon w karierze zwieńczony występem w All-Star Game. Vuc notował 20,8 pkt/m, 12 zb/m, 3,8 ast/m, trafiając prawie 52% z gry i ponad 36% za 3. Bardzo dobrze po obu stronach parkietu spisywał się też Gordon - 16 pkt/m, 7,4 zb/m, 3,7 ast/m, a z ławki fantastyczne wsparcie dawał Ross - 15,1 pkt/m, ponad 38% za 3. Na słowa uznania zasługuje też Augustin, który był najlepszym podającym i rzucającym zza łuku Magikiem - odpowiednio 5,3 ast/m i 42% za 3.

Zdrowy był w końcu Jonathan Isaac, który w drugiej części sezonu pokazał drzemiący w nim potencjał. Był świetny w obronie (1,3 blk/m), ale również w ataku wyglądał coraz pewniej - 9,6 pkt/m, 5,5 zb/m. Dość pechowy debiutancki sezon miał Bamba, wystąpił w zaledwie 47 grach po czym resztę sezonu przesiedział z kontuzją piszczela. To co jednak cieszy w jego postawie to 1,4 blk/m (najlepszy w drużynie) w zaledwie 16,3 min/m na boisku i dające nadzieje na przyszłość 30% za 3.

Magic wrócili do playoffs i to wielki sukces. Steve Clifford pokazał, że potrafi wykrzesać z zawodników drzemiący w nich potencjał. Wielkie brawa dla całej drużyny, szczególnie że mało kto wierzył, że to się może udać! Orlando Magic back on track!!!

▲ Ukryj ▲
(31) Sezon 2019/20
Bilans: 
33 - 40 (0.452)
 | 
Playoffs: 
I Runda: Milwaukee Bucks (1 - 4)
 | 
Trener: 
Steve Clifford
 | 
Drugi sezon z rzędu w playoffs, drugi sezon z rzędu porażka w pierwszej rundzie 1-4, drugi sezon z rzędu po sensacyjnym wygraniu pierwszego meczu w playoffs. A tym razem to wszystko w niespotykanych okolicznościach jakie zafundował całemu światu koronawirus.

Czytaj więcej...
W trakcie pisania...

▲ Ukryj ▲