Na wstępie napiszę czym będzie "Sobota wspomnień" i jak często będzie się ona ukazywać. W przypadku podsumowań kariery zawodników w drużynie z O-Town, postaram się przybliżyć Wam jak mijały lata danego gracza na Florydzie, czasem połączę to z jakimś skrótem najlepszego występu lub mixem z YouTube. Co do pamiętnych wydarzeń i spotkań będą to opisy poszczególnych sytuacji, które miały miejsce w przeszłości. To nie tak, że "Sobota wspomnień" ukazywać będzie się co tydzień, nie zakładam żadnych ram czasowych, ale jeśli już będzie, to wiadomo – tylko w soboty.
Czy Tracy McGrady był najlepszym rzucającym obrońcą w 25-letniej historii Orlando Magic? Moim zdaniem tak. Był jeszcze przecież Nick Anderson, ale patrząc na średnie punktowe i to, ile każdy z panów spędził czasu na Florydzie stawiam na McGrady’ego.
Ten cykl zaczynam od Tracy’ego, ponieważ łączy to się z wczorajszą uroczystością jaka miała miejsce w Amway Center. McGrady został uhonorowany przez Orlando za grę dla Magic i otrzymał "drobny" upominek. Następnie wraz z Davidem Steelem oraz Jeffem Turnerem komentował do przerwy pojedynek Magic z Pelicans. Były pytania o jego najmilsze wspomnienie za czasów gry w Magic, z kim najlepiej mu się współpracowało itp.
Dla Magic rozegrał cztery sezony i były to cztery zdrowe (!) sezony. Co prawda z każdym rokiem było to mniej meczy w sezonie zasadniczym, ale 295 spotkań (310 z PlayOffs) może cieszyć. Jego średnia punktowa nie spadła poniżej 25 pkt/m (sic!), a do tego przez lata gry w Magic dokładał 7 zb oraz 5.2 ast. Całkiem nieźle prawda? To nie wszystko, ponieważ średnio kradł piłkę 1.5 razy, a blokował 1/m, popełniając przy tym tylko 2.6 TO/m. Średnie rzutowe? Proszę bardzo – 45% z gry, 36% za 3, 77% z FT. Oczywiście niektórzy twierdzą, że gdy przychodził czas gry o najwyższą stawkę to McGrady już nie był tak dobry. W moim odczuciu było całkiem inaczej, bo w 2001 roku w PlayOff przeciwko Bucks zdobył 135 oczek w 4 meczach, ale w 3 z nich Magic byli gorszą ekipą i odpadli z dalszej walki. Rok później mając 22 lata ekipa z O-Town również odpadła po 1. rundzie tym razem z Charlotte Hornets, ale i tym razem T-Mac spisywał się dobrze – 30.8 pkt, 6.3 zb, 5.5 ast, to świetne statystki, ale może brakowało mu wsparcia? Chyba tak, zawsze można mówić, że gdyby Grant Hill był zdrowy to… ale nie był i Tracy był zdany w sumie tylko na swój talent.
W rozgrywkach posezonowych z drużyną Magic zagrał jeszcze raz – rok później. Najpierw w Regular Season popisywał się kapitalnymi występami, aż 51 razy notując mecze z co najmniej 30 oczkami na koncie, ale miał również 11 występów z 40 lub więcej punktami. Pamiętny dla niego będzie z pewnością pojedynek przeciwko Bulls kiedy to zdobył 52 punkty (ustanawiając rekord kariery) z 32 rzutów, stając 20 razy na linii rzutów osobistych (16 celnych) oraz dodając do tego 5 zbiórek, 5 asyst i 3 przechwyty.
Tak to wyglądało. Magicy w PlayOffs trafili na wyżej rozstawionych Detroit Pistons, ale nie byli z góry skazani na porażkę. Pierwsze dwa spotkania w wykonaniu bohatera tego artykułu były niesamowite. W G1 zaaplikował rywalom 43 pkt na 54% skuteczności i poprowadził Orlando do wygranej
99-94, a w kolejnym meczu rzucił jeszcze więcej – 46 pkt, ale tym razem nie udało się wygrać i w całej serii był remis. Kolejne dwa mecze i dwa zwycięstwa, w których T-Mac zdobył odpowiednio 29 i 27 punktów, co bardzo przybliżyło naszych ulubieńców do awansu (3-1). Niestety więcej meczy z Detroit w tych PlayOffs wygrać się nie udało… 3 kolejne porażki (odpowiednio różnicą 31 i dwukrotnie 15 pkt) sprawiły, że Magic byli za burtą. Nie pomógł świetny występ McGrady’ego w G6 – 37 pkt, 11 zb, 5 ast, a w ostatnim meczu Tracy wykręcił ciche 21 pkt na słabej skuteczności (7/24).
Kolejne rozgrywki były już o wiele słabsze w wykonaniu Orlando. Start sezonu 1-18 oraz ciągłe kontuzje sprawiły, że Magicy ten sezon kompletnie stracili, zajmując ostatnie miejsce w lidze (22-60). Co prawda T-Mac notował świetne 28 pkt/m, 6 zb/m oraz 5.5 ast/m,
dodatkowo ustanowił swój carrer-high w wysokości 62 punktów przeciwko Wizards, ale nie przełożyło się to na jakiś końcowy sukces Magic. LeBron sam dla Cleveland również nie wygrał mistrzostwa prawda?
29 czerwca 2004 roku został wymieniony wraz z Tyronnem Lue, Juwanem Howardem oraz Reecem Gainesem do Houston Rockets w zamian za Steve’a Francisa, Cuttino Mobley’a oraz Kelvina Cato.
Jest 10. zawodnikiem w historii Magic pod względem ilości minut (11628), 2. pod względem trafionych osobistych (1819), 7. w asystach i zbiórkach (odpowiednio 1533, 2067) oraz 3. pod względem punktów (8298) za Howardem i Andersonem. McGrady na parkiecie spędzał bardzo wiele czasu (aż 39.4 min), ale z pewnością przekładało się to na jego efektywność, ponieważ notował aż 28.1 pkt./m (1. miejsce w historii Magic). Bez wątpienia był liderem Magic przez te wszystkie lata i szkoda tylko, że nie miał okazji zagrać w Orlando pełnego sezonu ze zdrowym Grantem Hillem.
Od czasu opuszczenia Florydy przez McGrady'ego Orlando nigdy nie miało prawdziwego go-to-guy'a. Kogoś kto wziąłby na siebie ciężar gry, trafiał decydujące rzuty i decydował o zwycięstwach Magic. Oczywiście niektórzy mogą tu mówić o świetnym Turkoglu w sezonie 2008/09 czy Nelsonie w 2009/10. Był też mało znaczący J-Rich oraz nietrafiony Vince Carter (który przybył do Magic o rok lub dwa za późno). Teraz jest Arron Afflalo, ale bardzo wątpliwe, że utrzyma on taką formę przez resztę sezonu, z resztą zaraz może zostać wymieniony...
Miejmy nadzieję, że już w najbliższej przyszłości do klubu z O-Town trafi zawodnik (albo wykreuje się z tych co już u nas są), który będzie powtarzał niesamowite wyczyny McGrady'ego i będzie prowadzić nas do samych sukcesów!
Tracy McGrady w Magic:
28.1 pkt/m, 7 zb/m, 5.2 ast/m, 1.5 stl/m, 1 blk/m. 45% z gry, 36% za 3, 77% FT.WE WILL.