To co zaraz napiszę może dla wielu z Was wydać się, delikatnie mówiąc, dziwne, ale Wilkins to dla mnie jeden z symboli Orlando Magic drugiej połowy lat 90-tych. Jest to zapewne spowodowane tym, że gdy już jakimś cudem udało mi się w tamtym okresie obejrzeć mecz Magic, to wszystkich zawodników starałem się jak najlepiej zapamiętać, w przypadku Geralda doskonale się to udało.
Wilkins nie odgrywał w Magic jakiejś wybitnej roli, nie był gwiazdą drużyny, nie spędzał na parkiecie wielkich ilości minut, nie grał też w Orlando jakoś strasznie długo, bo zaledwie 3 sezony (z czego o tym trzecim ciężko mówić, że w nim grał...). A jednak, nazwisko Wilkinsa utkwiło mi na tyle w pamięci, że był on jednym z pierwszych wybranych przeze mnie zawodników do tej serii artykułów. Zawsze gdy oglądałem mecze Magic w latach 96-98 to czekałem z niecierpliwością, aż zobaczę tego zawodnika na parkiecie.
Gerald Wilkins to mierzący 198 cm rzucający obrońca, brat legendarnego zawodnika Atlanty Hawks - Dominique'a Wilkinsa i ojciec Damiena Wilkinsa występującego obecnie w NBA (aktualnie w Atlanta Hawks). Bohater tego artykułu urodził się 11 września 1963 roku w Atlancie, a swoją karierę rozpoczynał w New York Knicks, przez których został wybrany z 47. numerem draftu w 1985 roku (który odbył się niespełna miesiąc po tym jak przyszedłem na świat). Przed NBA obrońca reprezentował barwy University of Tennessee w Chattanooga. W Knicks Wilkins spędził 7 sezonów i były to zdecydowanie najlepsze lata jego kariery (raz został nawet wybrany graczem tygodnia). W 1992 roku zawodnik przeniósł swe talenty do Cleveland Cavaliers, jednak po 3 latach (cały trzeci sezon opuścił z powodu kontuzji) musiał przenieść się do nowo powstałych Vancouver Grizzlies, którzy przystępując do ligi wybrali go w extension draft. W Kanadzie Wilkins spędził zaledwie jeden sezon, po czym podpisał kontrakt z Orlando Magic.
W drużynie z O-Town Gerald spędził 3 ostatnie sezony swojej kariery. W tym czasie dwukrotnie zmieniał on numer na koszulce, początkowo występując z "9", w drugim sezonie z "21", z którym to numerem grał przez całą wcześniejszą karierę, by w kolejnej kampanii powrócić do "9" oddając "21"... swojemu starszemu bratu Dominique'owi, który także dołączył do drużyny ze środkowej Florydy. Dla obu panów był to sezon pożegnania z NBA, zdecydowanie najsłabszy w ich karierach.
Najlepszym sezonem w Orlando okazał się dla Geralda Wilkinsa ten pierwszy - 1996/97. Był on wtedy jedną z wyróżniających się postaci i solidnym role playerem drużyny, którą przed sezonem opuścił Shaq O'Neal. Wystąpił on wówczas w 80 spotkaniach, w tym 26 razy w pierwszej piątce, notując średnio 10,6 pkt/m, 2,2 zb/m, 2,2 as/m spędzając średnio na parkiecie 27,5 min/m. Szczególnie początek sezonu był dobry dla Wilkinsa, a w jego pierwszych 28 spotkaniach dla Magic tylko 5 razy zdarzyło się by nie miał podwójnej zdobyczy punktowej. Drugi sezon w Orlando był już dla Geralda mniej udany, znacznie spadła ilość jego minut na boisku (17,4 min/m) co przełożyło się na wszystkie statystyki - 5,3 pkt/m, 1,3 zb/m, 1,1 as/m. Mimo to Wilkins był solidnym wsparciem w 72 rozegranych meczach, z czego 16 w wyjściowym składzie. Ostatni sezon na Florydzie i zarazem ostatni w jego karierze był już bardzo nieudany. Wystąpił on w zaledwie 3 spotkaniach w lutym, zdobywając w nich łącznie tylko 2 pkt. Lepiej od niego radził sobie jego starszy brat, który również kończył tym sezonem swoją karierę grając w Magic, choć i dla niego osiągane w Orlando statystyki mocno odbiegały od średnich z całej kariery.
Gerald Wilkins zdobył dla Magic łącznie 1230 punktów w regular season (co daje średnią 7,9 pkt/m). Zebrał także 264 piłki (1,7 zb/m) i rozdał 252 asysty (1,6 as/m). To wszystko podczas 155 meczów w barwach ekipy z O-Town. W playoffs Wilkins wystąpił z Orlando raz - w 1997 roku w 5-meczowej serii z Miami Heat, notując 47 pkt (9,4 pkt/m), 9 zbiórek (1,8 zb/m) oraz 4 asysty (0,8 as/m).
Wilkinsowie skończyli swe kariery w NBA w 1999 roku. Geralda pamiętam w sumie tylko z występów w Magic i dobrze mi z tym, bo jak już wspomniałem - jest on dla mnie jednym w najlepiej zapamiętanych zawodników z okresu gdy na poważnie zacząłem się interesować koszykówką i kibicować Orlando Magic (oczywiście poza gwiazdami typu O'Neal, Hardaway czy Anderson). Wsparcie jakie dawał on, głównie z ławki, w tak trudnym dla Orlando okresie jak utrata największej gwiazdy, będzie zawsze budziło moją sympatię do niego. Bo dla mnie osobiście to właśnie Gerald był tym ważniejszym z braci Wilkins!