Przy okazji artykułu o Geraldzie Wilkinsie napisałem, że jest on dla mnie jednym z symboli Orlando Magic drugiej połowy lat 90-tych. Wspólnie z nim, drugim takim symbolem (choć w hierarchii ważności może nawet przed nim) jest, przypominający mi od zawsze rysami twarzy Indianina, Derek Strong. Jak przystało na zawodnika o takim właśnie nazwisku, Strong występował na pozycji silnego skrzydłowego, choć wzrostem (203 cm) pasował bardziej na drugą z pozycji skrzydłowych. Jednak Strong był... strong.
Zawodnik do NBA trafił w 1990 roku, został wybrany przez Philadelphię 76ers dopiero z 47. numerem draftu, wcześniej reprezentował zaś barwy Xavier University. Pierwszy mecz w najlepszej lidze świata Strong zagrał jednak dopiero w sezonie 1991-92 dla drużyny Washington Bullets i jak się okazało... był to jego jedyny mecz w tym sezonie i jedyny rozegrany dla drużyny "Pocisków". Rok później było już lepiej, a Derek, który w międzyczasie zmienił klub na Milwaukee Bucks, wystąpił w 23 spotkaniach i podczas zaledwie 14,7 min/m notował 6,8 pkt/m i 5 zb/m. Solidny sezon zawodnika spowodował, że w kolejnym dostał on jeszcze większą szansę i wystąpił w 67 spotkaniach dla "Kozłów", w tym 11 w pierwszej piątce, choć mimo wzrostu średniej minut o 2 na mecz jego statystyki nieznacznie spadły.
Strong był już wtedy uznawany za porządnego zmiennika na pozycji nr 4, a dwa kolejne sezony spędził kolejno z drużynach Celtics (oddany wraz z Blue Edwardsem za Eda Pinckey'a) i Lakers (podpisał z nimi jako wolny agent). Gdy końca dobiegła kampania 1995-96 zawodnik dołączył do Orlando Magic (również jako wolny agent), można więc powiedzieć, że zamienił się miejscami z Shaqiem, który również w 1996 roku opuścił Magic podpisując kontrakt z L.A. Lakers.
W Orlando Magic zawodnik urodzony 9 lutego 1968 roku spędził największą część swojej kariery. Już w pierwszym sezonie na Florydzie wystąpił we wszystkich 82 spotkaniach (21 razy w wyjściowym składzie) notując średnio najlepsze w karierze 8,5 pkt/m i 6,3 zb/m. Jeszcze lepszym, jeśli chodzi o statystyki, okazał się dla Stronga sezon kolejny, kiedy to osiągał rekordowe dla siebie 12,7 pkt/m, 7,4 zb/m będąc wówczas czwartym strzelcem drużyny i wyprzedzając między innymi podstawowego PFa Magic - Horace'a Granta. W tym sezonie zawodnik wystąpił już jednak tylko w 58 spotkaniach (8 razy jako starter).
Dwa ostatnie sezony skrzydłowego na Florydzie nie były już tak udane, łącznie wystąpił tylko w 64 spotkaniach i spędzał na parkiecie zdecydowanie mniej czasu. Strong miał spore problemy ze ścięgnem Achillesa i plecami i kontuzje bez wątpienia miały wpływ na to, że gracz ten zakończył karierę już w wieku 32 lat - zdecydowanie zbyt wcześnie. Latem 2000 roku Magic oddali Dereka wraz z debiutantem Doolingiem i drugoroczniakiem Maggette'm za pick w drafcie 2006 by zrobić miejsce w salary, które było potrzebne na podpisanie kontraktów z Grantem Hillem i Tracy'm McGrady'm. W ostatnim spotkaniu w składzie Orlando, Strong zdobył 13 punktów i zaliczył 8 zbiórek.
Przygoda w Clippers była dla Stronga dość przeciętna i po roku spędzonym w Kalifornii skrzydłowy zakończył karierę w NBA. Przez 10 lat jakie spędził w lidze rozegrał 456 meczów sezonu zasadniczego notując średnio 6,8 pkt/m i 4,9 zb/m. Zdecydowanie najlepiej spisywał się w Orlando Magic, bez wątpienia koszykarsko najlepiej wspomina okres spędzony na Florydzie, a ja świetnie wspominam oglądanie go na parkiecie pod koniec lat 90-tych.
Strong już podczas kariery w NBA był wielkim fanem wyścigów samochodowych NASCAR. Po zakończeniu przygody z profesjonalną koszykówką zajął się na poważnie wyścigami, a także założył Strong Racing Team. Tym samym jest pierwszym zawodnikiem, który po zakończeniu kariery w NBA zajął się profesjonalnie wyścigami. Strong angażuje się także w liczne akcje charytatywne i jak sam przyznaje - zostało to zapoczątkowane podczas wizyty w szpitalu dziecięcym, która mocno go poruszyła. Strong zapytany jaką zdolność chciałby posiadać odpowiedział: "Zdolność leczenia".
Czy Derek Strong był gwiazdą? Oczywiście, że nie, wielu kibiców NBA go nawet nie kojarzy, również tych starszych. Bez wątpienia był jednak ważną postacią podczas kilku sezonów spędzonych w Orlando Magic, był jednym z moich ulubionych zawodników, a patrząc na jego postawę i to jakim jest teraz człowiekiem - wcale nie żałuję, że zwróciłem na niego już wtedy tak wielką uwagę!