Pomimo czterech nazw na przestrzeni 21 lat dla mnie zawsze była i będzie Amway Areną. Wybudowana w 1989 roku hala służyła Orlando Magic od początku istnienia tego klubu. Otworzona 29 stycznia 1989r. swój pierwszy oficjalny mecz NBA musiała czekać do 4 listopada, kiedy to na inaugurację rozgrywek Magicy przegrali 106:111 z New Jersey Nets. Dwa dni później kibice mogli świętować pierwsze zwycięstwo w nowej hali dzięki równej grze całego zespołu. Nie pomogło 50 pkt duetu Ewing&Wilkins, ekipa z O-Town pokonała Knicks 118:110 i dzień 6 listopada (poniedziałek) 1989 na zawsze zapisał się w historii organizacji. W pierwszym sezonie zwycięstw nie było za wiele (18-64), ale nie o tym mowa. Tylko raz w ówczesnej Orlando Arenie trybuny nie zapełniły się do ostatniego miejsca w sezonie 89/90. Miało to miejsce 4 grudnia 1989 kiedy podejmowaliśmy Trail Blazers (95:121). W pozostałych 40 meczach był komplet 15077 kibicow, przeciwko Portland zabrakło 689 fanów. Jak na pierwszy sezon był to bardzo obiecujący wynik choć nieco ponad 15000 widzów nie było to jakieś "wow" jak na standardy NBA. Magic mieli 12. miejsce pod względem publiki w lidze, choć jak już wspomniałem prawie zawsze był komplet. Wraz z rosnącym zainteresowaniem NBA w Orlando nasza hala powoli się "rozrastała". Na rozgrywki 91/92 w Orlando Arena mogło zasiąść 15151 kibiców, ale prawdziwy skok miał miejsce po pamiętnym sezonie 94/95 kiedy to doszliśmy aż do Finałów NBA, o których
pisał jingles. Od rozgrywek 95/96 hala Orlando Magic mogła pomieścić aż 17248 fanów, co było sporym skokiem jak na ówczesne czasy.
W 1999 roku nazwa Orlando Arena została zmieniona na TD Waterhouse Center, w 2006 roku od 1 do 6 grudnia obiekt przyjął nazwę The Arena in Orlando, a później już do końca swoich dni była Amway Areną.
Przez te ponad 20 lat było tam wiele pamiętnych chwil i teraz do tego przejdziemy. Oczywiście wszystkiego nie uda mi się przytoczyć także postaram się wybrać te najważniejsze momenty.
O pierwszym meczu już wspomniałem, więc teraz czas przypomnieć pierwszy domowy win w PlayOffs. Miało to miejsce w sezonie 94/95, w pierwszej rundzie stanęliśmy naprzeciw Boston Celtics i 28 kwietnia w Orlando Arena roznieśliśmy ich aż 124:77. Przy komplecie publiczności (16010) bardzo dobre występy zaliczyli O'Neal (23pkt i 11zb), Grant (15pkt, 14zb) oraz Anderson (20 pkt). To było bardzo przekonujące zwycięstwo, ale to mecz nr 7 przeciwko Pacers w Finale Konferencji zostanie zapamiętany jako ten najgłośniejszy w Orlando Arenie. Tam po prostu wrzało, można to porównać do piekła, hala przy 600 Weat Amelia Street pękała w szwach. Równa gra całej s5 z wyróżniającym się O'Nealem (25 pkt, 11 zb) zapewniły nam awans do Finałów NBA (105:81). Jęk zawodu po każdym pudle naszych ulubieńców, wielkie buczenie podczas rzutów wolnych rywali lub gwizdków na korzyść Pacers, aż po euforię radości po każdym celnym rzucie Magików. Tam trzeba było po prostu być.
Kolejną rzeczą o której będę miał ochotę wspomnieć to najlepszy indywidualny występ w naszej "starej" Arenie. Kandydatów będzie kilku, ale o tym przeczytacie w kolejnej sobocie wspomnień, która ukaże się w niedalekiej przyszłości...