Hawks wciąż pechowi dla MagicJastrzębie to drużyna, która w ostatnim czasie zdecydowanie nie leży drużynie z O-Town. Wystarczy wspomnieć, że od grudnia 2010 r. do listopada 2013 r. Atlanta wygrała z Orlando 11 spotkań z rzędu. Od tego czasu Magic pokonali Hawks 3-krotnie, jednak spotkanie w minioną niedzielę przedłużyło aktualny streak w rywalizacji między tymi drużynami do 3 porażek teamu ze środkowej Florydy.
Spotkanie było zacięte do ostatnich sekund, a katem Orlando okazał się Kyle Korver, który trafił w całym spotkaniu 6 z 8 trójek, z czego 4 z 5 w decydującej, czwartej kwarcie, a w tym rzut na zwycięstwo na 43 sekundy do końca. Magic mieli szansę na doprowadzenie do wyrównania po tym jak rzutu z wyskoku na 15 sekund do końca nie trafił Horford. Skiles wziął timeout, a gospodarze szukali trójki na dogrywkę, przemilczę jednak sposób rozegrania ostatniej akcji z uwagi na to, że mogą czytać to dzieci... Wystarczy wspomnieć, że ostatni rzut oddał, zupełnie przypadkowo, Vucevic (z resztą po czasie).
Ten mecz to był początek prawdziwych problemów Oladipo, który jest ostatnio zupełnie bez formy jeśli chodzi o grę w ataku. To on nie upilnował Korvera przy ostatnim rzucie, to on stracił piłkę w kolejnej akcji, to on miał piłkę w ręku w kluczowych sekundach ostatniej akcji. Sam przyznał po meczu, że ma do siebie żal... Trudno się dziwić, Victor zdobył w tym spotkaniu 4 pkt trafiając tylko 2 z 11 rzutów z gry. Najlepiej wypadł Vucevic - 20 pkt, 11 zb, Fournier dodał 17 oczek, a w Hawks poza wspomnianym Korverem każdy w pierwszej piątki zdobył co najmniej 13 pkt.
MSG zdobytePo porażce z Hawks apetyty na zwycięstwo w Madison Square Garden były ogromne. Magic świetnie wywiązali się z tego zadania, choć o zwycięstwo ponownie musieli walczyć do końca i to bez Paytona, który po niespełna 10 minutach spędzonych na parkiecie musiał resztę meczu przesiedzieć na ławce z podkręconą kostką. Przez 3 odsłony obie drużyny toczyły zacięty bój i choć gospodarze ani razu w tym meczu nie prowadzili, zaś Magic w pewnym momencie osiągnęli 10 oczek przewagi, Nowojorczycy nie pozwolili odskoczyć bardziej i siedzieli naszym ulubieńcom na ogonie. Ostatnia kwarta była grana praktycznie punkt za punkt aż do momentu, gdy Fournier trafiając trójkę powiększył przewagę gości do 6 pkt na 2 minuty do końca. Knicks nie nawiązali już walki i Magic wygrali 107-99.
Do zwycięstwa poprowadziła gości trójka: Vucevic, Harris, Fournier - zdobywając odpowiednio 26, 20 i 16 pkt. Z ławki 12 pkt dorzucił Oladipo, a 11 debiutant z Chorwacji - Mario Hezonja (5/8 z gry). Dla Knicks niesamowicie zagrał Lance Thomas, który uzbierał 24 pkt trafiając wszystkie 9 rzutów z gry, w tym 3-krotnie za 3. Carmelo Anthony dołożył 23 pkt i 6 ast, a wybrany jeden numer przed Hezonją Porzingis tym razem trafił tylko 3 z 12 rzutów z gry co dało mu 9 pkt.
Rakiety goniły, ale nie dogoniłyPoczątek meczu z Houston był świetny w wykonaniu Magic, w połowie pierwszej kwarty gospodarze prowadzili już 20-10. Mniej więcej w tym momencie zacząłem oglądać ten mecz i nagle... nasi ulubieńcy przestali grać i po pierwszej kwarcie mieli 6 oczek straty (27-33, aż się zacząłem zastanawiać czy powinienem oglądać dalej). Na szczęście po chwilowym przestoju gospodarze wrócili do swojej gry, a po trójkach Fourniera i Frye'a w końcówce drugiej odsłony wyszli na prowadzenie 59-53 w połowie meczu. Dobra postawa Orlando była kontynuowana w trzeciej odsłonie, Magic nie pozwolili się rozkręcić Hardenowi, a sami konsekwentnie powiększali przewagę, która przed decydującą kwartą wydawała się bezpieczna - 87-74.
Nic z tych rzeczy, dla Magic nie istnieje takie pojęcia jak "bezpieczna przewaga", Harden włączył piąty bieg i przewaga graczy z O-Town topniała w oczach (gospodarze przez 4 minuty nie potrafili zdobyć punktów), a na niespełna 3 minuty do końca po jump-shocie Hardena Rockets wyszli na 1-punktowe prowadzenie. Od tego momentu Magic pokazali jednak opanowanie, serce do gry i prawdziwą chęć zwycięstwa, a bohaterami okazali się Fournier i Harris. Francuz trafił na 14 sekund do końca bardzo trudny rzut o tablicę, wyprowadzają Magic ponownie na prowadzenie, a po niecelnej trójce Arizy zwycięstwo gospodarzom zapewnił dwoma celnymi osobistymi Harris. Ostatnia próba Thorntona na doprowadzenie do dogrywki okazała się nieskuteczna.
Cała pierwsza piątka Orlando zagrała świetne zawody i zdobyła dwucyfrową liczbę punktów. Przodowali, bez zaskoczenia, Vucevic, Harris i Fournier - 21, 19, 17 pkt. Payton zrobił solidne 12 pkt i 9 ast, a bezbłędny z gry był Frye (4/4, w tym 2/2 za 3, miał też największy wskaźnik +/- w ekipie Magic, +12). Z ławki 14 pkt rzucił Gordon, pokazując, że gra przeciwko Rockets ewidentnie mu leży (w pierwszym spotkaniu z Rakietami w tym sezonie zdobył 19 pkt).
Było blisko zdobycia FlorydyMecz z Heat zapowiadał się na bardzo ciężki, ale mieliśmy powody by wierzyć, że go wygramy. Przez większość tego spotkania utwierdzali nas w tym sami koszykarze Orlando świetnie spisując się w obronie, świetnie egzekwując atak i do przerwy prowadząc różnicą 12 oczek. W jednym z podsumowań zatytułowałem mecz z Clippers następująco: "Z podręcznika jak przegrać wygrany mecz". Spotkanie z Heat okazało się kolejnym rozdziałem do tego podręcznika...
W trzeciej kwarcie Magic przestali grać to co przed zmianą stron, a swoją formę odnaleźli Bosh, Wade i Green. Swoje robił też Dragic, który trafiał trójki i wchodził pod kosz. W ostatniej kwarcie nie do zatrzymania był Wade, który dostawał się na linię osobistych i był tam bezbłędny (10/10). Vucevic robił co mógł by dowieźć zwycięstwo do końca, ale Wade był nie do zatrzymania. W końcówce sytuację Magic próbował ratować Payton, który przez większość spotkania był mało widoczny jako strzelec, jednak pod koniec utrzymywał Magic w grze swoimi punktami z pomalowanego. Mimo wszystko nie udało się dogonić Heat, którzy ostatecznie wygrali 108-101.
Vuc zakończył mecz z dorobkiem 22 pkt, 10 zb i 6 ast. Ciekawie wygląda z kolei statystyka Paytona: 18 pkt, 7 ast, ale najgorszy wskaźnik +/-, bo aż -13. Wśród graczy Heat brylowali Bosh i Wade - po 24 pkt.
Co z tym Kehinde Babatunde?Nie wiem czy wiedzieliście (ja nie wiedziałem), ale pełne imię i nazwisko "Dipka" brzmi:
Kehinde Babatunde Victor Oladipo. Mowa o zawodniku, który miał być liderem Orlando, TOP 5 rzucających obrońców ligi, niektórzy (chwilami również ja) widzieli w nim wręcz go-to-guy'a drużyny budowanej w O-Town... Tymczasem Oladipo na dobre wypadł w pierwszej piątki i nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że w tym tygodniu zanotował następujące statystyki: 6 pkt na mecz, 26% z gry, 14% za 3. Skiles twierdzi, że nie ma obecnie lepszego obrońcy na pozycji nr 2 od Victora, ale nawet to nie usprawiedliwia takiej postawy w ataku. Wake up Kehinde Babatunde!!!
Wkraczamy w nowy rokW nadchodzącym tygodniu czekają nas 4 mecze, 2 pierwsze u siebie i trzeba je bezwzględnie wygrać. Mowa o starciach z Pelicans i Nets - obie te ekipy są zdecydowanie niżej notowane niż Magic, choć Pelicans w ostatnich 10 meczach mają bilans 5-5. Zaraz po Nowym Roku nasi ulubieńcy zagrają na wyjeździe najpierw z Wizards, a następnie z Cavs. Ten ostatni mecz to starcie "Dawida z Goliatem" (co nie oznacza, że z góry przegrane), ale z ekipą Marcina Gortata Magic mają rachunki do wyrównania i liczę na to, że to zrobią! Dodatni bilans w nadchodzącym tygodniu jest moim pierwszym życzeniem noworocznym :-) GO MAGIC!!!