Jeśli ktoś zaproponowałby nam bilans 1-2 po pierwszych trzech meczach, to z pewnością znaleźliby się tacy, którzy, by to jedno zwycięstwo wzięli w ciemno. Wiadomo, że z Heat zawsze nam grało się ciężko, a dodatkowo fakt, że to wicemistrzowie ligi nie działał na naszą korzyść. Spotkanie było wyrównane, sporo strat, a na prowadzeniu raz byli Magicy a raz Heat. Dużym problemem była skuteczność gospodarzy z linii rzutów osobistych, ponieważ 19 celnych na 30 oddanych to zdecydowanie za mało... Nasi ulubieńcy szalę na swoją korzyść przechylili w samej końcówce, gdy ze stanu 91-93 wyszli na 108-101 na kilkanaście sekund do zakończenia meczu. Później były już tylko osobiste i końcowy wynik zabrzmiał 113-107. Goście mimo porażki trafiali w tym spotkaniu ze skutecznością 51% co oznacza, że pozwoliliśmy im na zdecydowanie za dużo w ataku. To co może nas cieszyć to zbilansowana i równa gra wyjściowej piątki plus gorący Ross, który z ławki zanotował 19 pkt. Warto dodać, że każdy gracz Magic wchodzący jako rezerwowy zanotował punkty. Jak już wcześniej wspomniałem 63% z linii to zdecydowanie za mało, ale cieszyć może sam fakt, że gracze trenera Clifforda tak często dostawali się na linię FT z czym w poprzednich sezonach mieli spory problem. Świetna skuteczność Fourniera (9/13, 25 pkt) i Gordona (8/11, 20 pkt) to nie było coś czego moglibyśmy się spodziewać najbardziej, ale nie zmienia faktu, że bardzo ucieszyły takie występy kibiców Magic.
Z powodu pandemii koronawirusa ten sezon będzie wyglądał inaczej i często będziemy mieli sytuację, kiedy to dwa razy z rzędu ekipy zmierzą się ze sobą w odstępie kilku dni czy też w back-to-back w jednej hali. To wszystko po to, by zmniejszyć ryzyko zachorowań i tak koszykarze Orlando Magic 26. i 28. grudnia mierzyli się z "Czarodziejami" w Waszyngtonie. Wizards już bez Johna Walla, ale za to Russellem Westbrookiem, który jak wszyscy dobrze wiemy trafił w wymianie z Houston Rockets. Westbrook zaliczył w tym meczu triple-double, ale dla nas nie był to żaden problem, ponieważ to my po 48 minutach mogliśmy zapisać na swoim koncie zwycięstwo. Szybkie tempo meczu, po raz kolejny dobra gra starterów (nieco ciszej Fournier - 4/8 z gry w 29 min) oraz wciąż gorący Ross - 25 pkt w 28 min (9/14 z gry z czego 3/6 za 3). Tym razem na linii rzutów osobistych już lepiej (23/29), a to w połączeniu z ograniczeniem strat (13), dało nam wiele radości. Mądra, skuteczna końcówka, bez głupich akcji, ale ze wzajemnym zaufaniem sprawiły, że odnieśliśmy drugie zwycięstwo z rzędu.
Przed kolejnym starciem z Wizards otrzymaliśmy informację, że gospodarze będą musieli radzić sobie bez nowego rozgrywającego, który w tym spotkaniu miał po prostu odpoczywać. To mogło uśpić nieco czujność przyjezdnych, którzy mieli sporo problemów szczególnie z rezerwowym Raulem Neto. Kilkunastopunktowe prowadzenie drużyny ze stolicy było stopniowo zmniejszane, co sprawiło, że na przerwę schodziliśmy prowadząc 62-60. W 3. odsłonie rywale trafiali praktycznie wszystko, za to nam z kolei nic nie szło i pierwsza porażka w sezonie 2020/21 zaczynała wydawać się realna. 12 minut przegrane 15-34 i wynik 77-94 przed decydującą kwartą wyglądał bardzo źle. Nawet pomimo dużej straty u zawodników Orlando nie było widać zrezygnowania, dalej rzuty oddawali praktycznie wszyscy gracze, nie widać było frustracji tylko stopniowe odrabianie strat. Ekipa z O-Town nie zaliczyła szalonego zrywu tylko najpierw doprowadziła do stanu 96-99, a następnie dzięki mądrym decyzjom i poprawionej obronie wyszła na prowadzenie 114-113 w decydującej minucie meczu. Zwycięstwo gospodarzom mógł dać jeszcze Beal, ale spudłował w akcji przeciwko dobrze broniącemu Vucevicowi.
3-0!!!! To dopiero początek, ale myślę, że jest się z czego cieszyć, tym bardziej, że nikt takiego startu sezonu sobie nie wyobrażał.
W zachwyt wprawia skuteczność naszego szóstego zawodnika Rossa, który jest najlepszym strzelcem Magic ze średnią 23.3 pkt. Cieszyć może również postawa Fultza, który nie boi się rzucać i dobrze dyryguje atakiem Orlando. Z pozytywów na pewno można wymienić dostawanie się na linię rzutów osobistych (32.3 - 2 miejsce w lidze) oraz skuteczność za łuku (11 miejsce).
Oczywiście musimy poprawić nieco obronę, bo czasami naprawdę wyglądamy mega soft (póki co poza top 15), a 49% skuteczności rywali też trzeba będzie poprawić.
Jest dobrze i póki co nie ma sensu się bardziej rozpisywać, zobaczymy co przyniesie kolejny tydzień, a przypominam, że już w nocy z wtorku na środę zagramy na wyjeździe przeciwko OKC.
GO MAGIC!!!